Trzecia edycja Spontaneous Music Festival, w tym roku po
nazwą własną „New Wave Of Impromptu”, właśnie przeszła do historii. Czas na
drobne podsumowanie, garść refleksji i wrażeń ogólnych.
Cztery dni, siedemnastu muzyków i … jedna Orkiestra, dwanaście
koncertów, zdecydowana większość w festiwalowej bazie, czyli Dragon Social
Club, dwa także w miejscu zwanym Pawilon, a jeden w Studiu Aktorskim STA.
Poznań od czwartku do niedzieli zdawał się tętnić improwizowanym, jakże
spontanicznym życiem.
Rola mistrza ceremonii otwarcia Spontaneous Music Festival
przypadła w udziale pianiście Witoldowi
Oleszakowi. Muzyk, nim jednak rozpoczął swój koncert, pociął przyniesioną
na tę okazję partyturę na wąskie paski i przykleił je w miejscu, w którym na
ogół kładzie się nutowe podpowiedzi, przez co konceptualnie nawiązał do formuły
plakatu festiwalowego. Po czym zagrał niebywały koncert, po raz kolejny
udowadniając, iż miano najbardziej niedocenionego pianisty improwizującego tej
części świata jest jego udziałem już stanowczo zbyt długo. Czas na zmianę
optyki! Oleszak przekornie zaczął swój spektakl niemal klasycyzująco, barwnie
tańcząc na klawiaturze, po czym coraz silniej oddalał się od tego idiomu.
Proces coraz swobodniejszej improwizacji osiągnął w końcu stadium preparacji.
Witold zanurzył się w pudle rezonansowym fortepianu, by po kolejnym interwale,
podłączyć pod swój instrument delay gitarowy. Efekt – ambientowe, niemal dubowe
brzmienia. Król Midas w całej okazałości!
Kolejnym punktem programu był występ kwartetu The Electrics, w ramach którego … po
raz pierwszy w Poznaniu zagrał doskonały berliński trębacz Axel Dörner. Towarzyszyli mu Sture
Ericson na saksofonie tenorowym, Joe
Williamson na kontrabasie i Raymond Strid na perkusji. Kwartet na wydanych
dotychczas płytach prezentuje się na ogół w bardzo otwartej formule free jazzu,
tu na festiwalowym parkiecie, przesunął akcenty w kierunku bardziej swobodnej
improwizacji i dźwiękowych preparacji, czym jeszcze lepiej wpisał się w
spontaniczną formułę imprezy. Najlepsze fragmenty koncertu miały miejsce, gdy
muzycy grali cicho i w niebywałym skupieniu. Klasa trębacza eksplodowała
wówczas w dwójnasób.
Finał pierwszego dnia był jednocześnie otwarciem
trzydniowej, festiwalowej rezydencji belgijskiego gitarzysty Dirka Serriesa. Kodian Trio (także Colin
Webster na saksofonie altowym i Andrew
Lisle na perkusji) stworzyło niebywale energetyczny, free jazzowy spektakl.
Świetna komunikacja, kompulsywne improwizacje, a także kilka chwil na stonowane
frazy, zanurzonej w post-ambiencie, gitary elektrycznej. Festiwalowy czwartek
nie mógł zakończyć się lepiej!
Piątek był dość nietypowym dniem imprezy. Najpierw Ad Hoc
Quartet, czyli personalna konfiguracja muzyków, którzy grali ze sobą w takim
układzie po raz pierwszy, potem przenosiny do nieco większej przestrzeni
Pawilonu na dwa spektakularne występy solowe i wreszcie powrót do Dragona na
urodzinowe Jam Session Dirka Serriesa.
Zacznijmy zatem od pierwszego koncertu drugiego dnia. Do
młodych, gniewnych Brytyjczyków, których świetnie znamy z poprzedniej edycji
Festiwalu – Colina Webstera i Andrew Lisle’a – dołączyła dwójka
stałych festiwalowych rezydentów, czyli Paweł
Doskocz na gitarze elektrycznej i Witold
Oleszak na … organach Hammonda. Tak stworzony Ad Hoc Quartet zagrał kipiącą emocjami, gęstą i błyskotliwie energetyczną
improwizację, w której pobrzmiewały echa avant jazz-rocka w najlepszym wydaniu.
Muzycy szybko znaleźli wspólny język, czego dowodem świetny, kolektywny finał pierwszego
seta, poczyniony „na raz”.
W Pawilonie zaś, w pięknej, onirycznej poświacie
wysłuchaliśmy dwóch intrygujących występów solowych. Najpierw altowiolista Benedict Taylor z Londynu zagrał iście
wirtuozerską improwizację, pełną dramaturgii, ale także konceptualnej ciszy i konstruktywnego
zaniechania. Ambientowy, solowy występ gitarzysty Dirka Serriesa, to z kolei było wydarzenie, na które czekało wielu
jego wielbicieli. Muzyk w ostatnich latach w zasadzie nie grywa tego rodzaju
setów (koncentruje się bardziej na improwizacji na obu typach gitary). Jego
występ był zatem wyjątkowo ekskluzywny, ale także bezceremonialnie piękny –
płynne, drobne fonie przepuszczone przez gitarowe przetworniki, potem przetworzone
przez mikser, dały niebywały, ambientowy płaszcz dźwięków.
W wieczornej części Jam Session do muzyków, jacy grali tego dnia koncerty festiwalowe, dołączyli Ostap Mańko na skrzypach i Michał Giżycki na saksofonie. Trzy sety i mnóstwo ciekawych, niebanalnych improwizacji.
Festiwalowa sobota, to najbardziej rozbudowany program
artystyczny i od razu słowo komentarza - bez wątpienia najbardziej epicki i
artystycznie bodaj najciekawszy dzień wszystkich dotychczasowych edycji
Spontaneous Music Festival. Najpierw Ad
Hoc Duo i muzycy zapowiadani, jako najlepsi europejscy saksofoniści w
kategorii wiekowej „Under 40” – Colin
Webster na saksofonie altowym oraz Albert
Cirera na saksofonie tenorowym i sopranowym. Ich ponad półgodzinny set
każdym swoim dźwiękiem uzasadniał tezę postawioną przed występem. Świetna komunikacja,
wspaniałe improwizacje, garść zmysłowej sonorystyki. Muzycy poznali się osobiście
kwadrans przed występem, a zagrali tak, jakby wszystko robili razem
przynajmniej od początku istnienia gatunku.
Po chwili przerwy kolejny duet – Dirk Serries na gitarze akustycznej i Benedict Taylor na altówce. W trakcie ich występu, po raz pierwszy,
ale nie ostatni tego dnia, zeszliśmy z muzykami do poziomu ciszy. Subtelna, chwilami
niezwykle molekularna improwizacja, w której ważny był każdy, nawet pojedynczy
dźwięk. I znów, tak jak w trakcie solowych występów obu muzyków poprzedniego
dnia, podstawowym atrybutem ich muzyki było czyste piękno dźwięków, jakie
generowali na swoich instrumentach.
Trzeci już tego dnia duet nazywał się … DUOT! Najstarszy kataloński, improwizujący „working band”, czyli Ramon Prats na perkusji i ponownie tego
dnia na scenie, Albert Cirera na saksofonach.
Muzycy zagrali wielobarwny, intrygująco skonstruowany set, pełen free jazzowej
energii, ale i sonorystycznych wycieczek w nieznane. Ci akurat muzycy grają ze
sobą już kilkanaście lat, co w tym przypadku stanowi dodatkowy atut ich
duetowych występów. Gdy tak dobrze znasz partnera, możesz pozwolić sobie w
improwizacji na stuprocentowe ryzyko, dzięki czemu całość nabiera dodatkowych
wartości. Muzycy bisowali, a oklasków nie było końca.
Wreszcie finał tego niezwykłego dnia i improwizacja realizowana
w oparciu o - przygotowaną specjalnie na potrzeby tego koncertu - notację
graficzną Dirka Serriesa. Tonus Ensemble
w składzie: Dirk Serries - gitara
akustyczna, Paweł Doskocz - gitara
akustyczna, Witold Oleszak - fortepian,
Colin Webster - saksofon, Benedict Taylor - altówka, Ostap Mańko - skrzypce, Anna Szmatoła - wiolonczela oraz Andrew Lisle - perkusja. Minimalistyczna
formuła, pojedyncze akordy gitary i budowane wokół nich improwizacje
pozostałych muzyków oraz niezwykle ważny element dramaturgiczny spektaklu – wielosekundowe
porcje ciszy. Niebywałe skupienie na scenie, równie wielkie po stronie
publiczności. Było słychać niemal każde przełknięcie śliny i westchnienie. Koncert,
który stanowił pewnego rodzaju wyzwanie dla każdego jego uczestnika, po obu
zresztą stronach sceny, ale nagroda była niezwykle sowita. Duże przeżycie!
W niedzielne późne popołudnie publiczność festiwalowa
ponownie przemieściła się do innego miejsca – tym razem było to Studio
Aktorskie STA, a w nim koncert Poznańskiej
Orkiestry Improwizowanej. Osiemnastu stałych muzyków Orkiestry, a w roli
gościa, a także dyrygenta pierwszej fazy występu – Benedict Taylor. Muzycy zagrali godzinną, wielobarwną improwizację,
pełną chwilami niemal dzikiej energii, poddawaną nieustannym zmianom, także w
zakresie osób odpowiedzialnych na proces dyrygentury. Ten wrzący tygiel emocji
nie zawsze skutkował ciekawymi rozwiązaniami dramaturgicznymi, a obecność
brytyjskiego skrzypka nie była w wielu momentach należycie wykorzystywana. Z drugiej
strony docenić jednak należy niemal konceptualną wizję całości spektaklu, która
mimo kilku trudniejszych momentów, broniła się nieźle.
Na finał Spontaneous Music Festival ponownie zawitaliśmy doi
Dragona, by posłuchać dętego tria Details
In The Air. Mikołaj Trzaska na
klarnetach i saksofonach, Michał
Górczyński na klarnetach i Ken Vandermark
na saksofonie i klarnecie zagrali ponad 50 minutowy set bardzo różnorodnych „kompozycji
w formie improwizacji”, a emocjonalne reakcje publiczności wskazywały, iż po
obu stronach sceny panuje konsensus, co do jakości artystycznej
przedsięwzięcia. W okolicach godziny 21.30 Festiwal dobiegł końca.
Wszystkie zdjęcia Tomasz Kasiarz. Dziękuję za możliwość udostępnienia. Wielkie pozdrowienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz