Współczesna twórczość Barry’ego Guya, jednego z najwybitniejszych kontrabasistów, kompozytorów i band leaderów muzyki improwizowanej i free jazzu silnie związana jest z Polską, szczególnie Krakowem, a także Warszawą. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat muzyk koncertował tu ze swoimi flagowymi orkiestrami – London Jazz Composers Orchestra i New Orchestra (w obu przypadkach dwukrotnie), grywał także niezliczone koncerty w mniejszych składach, a swoje siedemdziesiąte urodziny świętował na warszawskim festiwalu Ad Libitum.
Także najbardziej nam współczesny duży skład Guya – The
Shroud Band, nierozerwalnie związany jest z Polską. Ma w swym dorobku trzy krakowskie,
wielodniowe rezydencje (2014, 2016 i 2021), a także koncert na warszawskim Ad Libitum
uwieczniony na albumie wydanym przez szwajcarski Intakt Records. Dodajmy
jeszcze, iż dwie pierwsze rezydencje zostały udokumentowane wielopłytowymi
boxami wydanymi przez krakowskie Not Two Records *).
Ostatnia z rezydencji BSB była pod wieloma względami
szczególna. Orkiestra wracała do świata żywych po kilku latach nieaktywności,
do tego w czasach covidu i nieco zmodyfikowanym składzie. I jeszcze jedna szczególna
okoliczność – Guy przygotował materiał kompozytorski inspirowany twórczością
swojego absolutnie ulubionego poety i egzystencjalisty Samuela Becketta. Orkiestra
muzykowała w Krakowie kilka dni. Jak zawsze koncert finałowy poprzedzany był występami
tzw. małych składów. Póki co, nie wiemy, czy dokumentacja tej rezydencji
znajdzie swą płytową postać, wiemy wszakże, iż po próbach i finałowym koncercie
krakowskim orkiestra przyniosła się do portugalskiego Matosinhos, miejscowości leżącej
na peryferiach Porto. Tam pod okiem wybitnego realizatora dźwięku – Katalończyka
Ferrana Conagli, zarejestrowano nagranie beckettowskiej
kompozycji, którą tak pilnie trenowano w Krakowie. Dziś zapis sesji nagraniowej
z Porto trafia do nas na kompaktowym dysku. Oczywiście wydawcą jest polski
label! Tym razem, to Fundacja Słuchaj! Przyjrzyjmy się bliżej dźwiękom, jakie
powstały na zachodnim skraju Starego Kontynentu kilkanaście miesięcy temu.
Album all this this
here składa się z siedmiu kompozycji, które jak zwykle w przypadku The
Shroud Band łączą piękno muzyki klasycznej i post-barokowej z ekspresją muzyki
improwizowanej i free jazzowej. Poza precyzyjną dramaturgią, dużą wagę przywiązuje
się w nim do słowa mówionego/ recytowanego. To element charakterystyczny dla
tego akurat projektu Barry’ego Guya. Z tego ostatniego punktu widzenia
najistotniejszymi częściami nagrania są jego otwarcie i zakończenie. Łącznie
trwają niemal tyle minut, ile pozostała część płyty. Pomiędzy nimi dzieje się wszakże
bardzo wiele – odnajdujemy tu dwa odcinki uformowane w kształt prawdziwie free
jazzowej orkiestry, a także wyjątkową część czwartą, której centralną część
stanowi rozbudowana, na poły improwizowana ekspozycja skrzypaczki Mayi
Homburger. Dodajmy jeszcze, iż na bandcampie, w wersji cyfrowej, można wejść w
posiadanie całego nagrania niepociętego na siedem odcinków, jak to ma miejsce w
przypadku nośnika fizycznego.
Kompozycja otwarcia trwa ponad 20 minut i zawiera w sobie wszystkie
elementy składowe, które stanowią o wyjątkowości BSB. Introdukcja jest dość
żwawa, choć lepi się z drobnych, delikatnych fraz instrumentalnych i śpiewu wokalistki
na przemian z recytowanym tekstem. Kameralna, nieco teatralna sytuacja szybko
nabiera tu masy właściwej, a post-klasyczna melodyka bywa udanie kontrapunktowana
krótkimi improwizacjami gitary, trąbki i saksofonów. Gęsta faktura kontrabasowej
narracji przenosi nasze zainteresowanie ku post-jazzowi, z kolei skrzypce wraz
z altówką i fortepian szyją nam bardziej abstrakcyjne rozwiązania dramaturgiczne.
Oczywiście nie brakuje także epizodów granych całą orkiestrą, a najbadziej udanym
fragmentem wydaje się być moment, gdy siła całego składu niesie wysokim wzniesieniem
wyjątkowo efektową ekspozycję trębacza. Zmiana goni tu zmianę - nie brakuje
pięknych, post-barokowych inkrustacji, a także dętych, wytłumionych preparacji.
Druga opowieść grana jest z niemal epickim rozmachem, zapewne
pełnym zestawem instrumentalnym, bez wątpienia zaś z dalece klasyczną precyzją.
W roli instrumentów siejących dodatkowy ferment dostrzegamy strings, w roli tych bardziej rozśpiewanych
sekcję saksofonów, wspartych trąbką i tubą. W tyglu zdarzeń świetnie odnajduje
się wokalistka, a także finalizujący opowieść pianista, który buduje grozę pasażami
czarnych klawiszy.
Opowieść trzecia i szósta, to dwie części konsumowane ekspresją
free jazzowej orkiestry. Początek płynie typowym jazzowym walkingiem, ale grupa rozochoconych saksofonów szybko wtłacza nas w
ramy narracyjne godne free jazzu. Z jednej strony dużo improwizowanego rozmachu,
z drugiej intrygująco mroczne zakończenie części pierwszej. W drugiej odsłonie
free jazzowej orkiestry dzieje się jeszcze więcej. Narracja zyskuje na śpiewności
i taneczności, a zmysłowe eksplozje grane cała falangą instrumentów fenomenalnie
gasną tu najpierw do duetu, a potem kwartetu saksofonów.
Część czwarta ma dwóch bohaterów lirycznych. Z jednej strony
klasycznie brzmiący gitarzysta Ben Dwyer, z drugiej anonsowana już skrzypaczka
Maya Homburger. Narracja bazuje teraz, co oczywiste, na brzmieniu instrumentów strunowych.
Jej początek płynie melodyką post-klasyki i baroku, a rola instrumentarium bardziej
jazzowego sprowadza się jedynie do delikatnych kontrapunktów, tudzież dramaturgicznych
komentarzy. Centralną część utworu stanowi ekspozycja skrzypiec, które w wielu momentach
wspiera równie emocjonalna altówka. Na finał utworu budzi się cała orkiestra,
która najpierw syci narrację incydentami indywidualnymi, potem zaś kontratakuje
szerszą ławą instrumentów.
Piąty utwór zdaje się być na całym albumie najspokojniejszy.
Introdukcja przypada tu w udziale perkusjonalistom. Słyszymy też delikatne
piano i gitarę do pary z kontrabasem. Zmysłowy głos wokalistki pełni tu rolę
wisienki na torcie. Balladowy ton całości podkreśla ciepło brzmiąca trąbka.
W ostatni utwór albumu wchodzimy jeszcze mocą free jazzowej orkiestry,
która zagotowała nam krew w szóstym opowiadaniu. Narracja urokliwie gaśnie
teraz do drobnych, strunowych fraz i głosu wokalistki. Tekst zdaje się tu być kluczowym
elementem dramaturgii. Obok minimalistyczne piano, talerze, spokojnie
oddychające dęciaki - wszystko kreuje tu post-barokowy ton pełny gorzkich żali.
Wokół nie ma jednak ciszy. Post-jazzowe flesze raz za razem rozbudzają emocje.
Z jednej strony post-barok, z drugiej ekspresja swobodnych improwizacji. Czarne
klawisze piana, nerwowy głos recytatorki i strunowe zdobienia. Swoje dokłada
nadspodziewanie delikatna tuba. Zakończenie albumu tkane jest z drobiazgów i
formuje się w efektowne crescendo. Tak, wszystko jest tutaj, dokładnie w tym
miejscu.
Barry Guy Blue Shroud Band all this this here (Fundacja Słuchaj!, CD 2023). Barry Guy –
kontrabas, kompozycje, dyrygentura, Savina Yannatou – głos, Agusti Fernandez –
fortepian, Maya Homburger – skrzypce, Fanny Paccoud – altówka, Ben Dwyer –
gitara, Percy Pursglove – trąbka, Torben Snekkestad – saksofon sopranowy i
tenorowy, Michael Niesemann – saksofon altowy, obój, oboe d’amore, Per Texas Johansson – saksofon tenorowy i klarnet, Julius
Gabriel – saksofon barytonowy i sopranowy, Marc Unternährer – tuba, Lucas
Niggli – instrumenty perkusyjne oraz Ramon Lopez – instrumenty perkusyjne.
Nagrane w warunkach studyjnych: Associao Orquestra
Jazz de Matosinhos, Porto, prawdopodobnie w roku 2021. Siedem kompozycji,
72:40.
*) podobnie jak druga z wizyt London Jazz Composers
Orchestra (2020) i obie – New Orchestra (2010 i 2012). Na wielopłytowym boxie
dostępna jest także dokumentacja krakowskiej wizyty dużego składu Barry’ego
Guya z roku 2018. Ta orkiestra nie doczekała się jak dotąd nazwy własnej.
Niniejsza recenzja powstała na potrzeby portalu jazzarium.pl i tamże została pierwotnie opublikowana, całe tygodnie i wieki temu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz