O Evanie Parkerze i Barry Guyu powiedziano już wszystko, na wszelkich dostępnych łamach, w każdym zakątku świata, tym choć odrobinę związanym z muzyką kreatywną, swobodnie improwizowaną, czy free jazzową. Chodzące legendy gatunku dbają o nas, dość regularnie sycąc nasze uszy swoimi nowymi dźwiękami. A my, jak przystało na bezgranicznie zakochanych, niezwłocznie siadamy do odsłuchu, niektórzy także do piór.
Dwaj Brytyjczycy nagrali razem mnóstwo płyt, ale tych zrealizowanych
jedynie w duecie nie było zbyt wiele, palce jednej ręki wystarczą, by je
zliczyć. Z tym większą zatem radością odnotowujemy ich nową rejestrację, co więcej,
poczynioną całkiem niedawno, u progu bieżącego roku.
Analizując otagowanie
nagrania na bandcampowej stronie wydawnictwa natrafiłem na epitet, który
pozornie wydał mi się zupełnie nieprzystający do naszego ulubionego gatunku, a
tym bardziej do muzyków, którzy wolę tworzenia ciągle nowych dźwięków mają
zapisane w swoim DNA.
Classical, to właśnie
ów epitet! Po głębszym wszakże zastanowieniu nie sposób redaktorom wydawnictwa
nie przyznać racji. Bo któż inny nie zasługuje bardziej na owo nienowoczesne określenie. Bez dwóch zdań,
Evan Parker i Barry Guy to prawdziwa klasyka, w jak najszerszym tego słowa rozumieniu.
Przed odczytem i odsłuchem dodajmy jeszcze koniecznie – ich najnowsze
dzieło, tytułem jakże pięknie wspominające wielkie czasy Spontaneous Music
Ensemble, to doprawdy wspaniałe nagranie. Jak najbardziej klasyczne, jak najbardziej
współczesne, jak najbardziej nowatorskie.
Album otwiera ponad dwunastominutowa ekspozycja grana na saksofonie
tenorowym i kontrabasie, w tej fazie koncertu niewspieranym smyczkiem. Na początek
dwa, trzy dźwięki rozpoznawcze, szelmowski uśmiech na ustach i śmiało można ruszać
w pierwszą, klasyczną przebieżkę. Pokaz precyzji i drobiazgowości jest tu równocześnie
aktem artystycznej swobody i kreatywności. Zadziorne, zmysłowe frazy, inteligentne
pętle, szczypta melodii i duże porcje dętych wdechów i wydechów. Muzycy dawkują
nam dynamikę, jakże pięknie czują się w momentach krótkotrwałych przyspieszeń i
równie perfekcyjnych zwolnień. Druga improwizacja jest znacznie krótsza, budowana
zaś głównie kontrabasowym smyczkiem i saksofonem sopranowym, od pierwszej
chwili kreowanym oddechem cyrkulacyjnym. Łagodność, delikatność, jakże śpiewna imitacyjność
buduje tu dramaturgię i niebywałą urodę chwili. Opowieść nosi znamiona na poły tanecznej,
zwiewnej, nawet ulotnej. Gdy Evan oddycha bezdechem, Barry snuje swoje
klasyczne frazy pizzicato & arco.
Trzecia historia toczy się wyłącznie na gryfie kontrabasu. Jest
od pierwszej sekundy intensywna, momentami wręcz agresywna, bazuje częściej na swobodnym
szarpaniu za struny niż ich polerowaniu smyczkiem. Muzyk nie szczędzi nam dramaturgicznych
szczegółów, korzysta z flażoletów, bawi się instrumentem, jak dziecko ulubioną zabawką.
Z kolei posmak melodii jest dość daleki od jakże ulubionej przez muzyka
estetyki barokowej. Na koniec Guy frazuje bardzo minimalistycznie, pojawiają się
akcenty perkusjonalne, a sam artysta pracuje na wyjątkowo nisko ugiętych kolanach.
Solowy epizod saksofonisty, to już klasyka podniesiona do n-tej potęgi. Saksofon
sopranowy w cyrkulacyjnym tańcu, którego marszruta zdaje się sięgać najwyższych
szczytów. Taneczna, melodyjna opowieść kreowana mocą i temperamentem blisko osiemdziesięcioletniego
młodzieńca.
Na zakończenie koncertu Panowie znów zwierają szyki w
zgrabny duet tenoru i kontrabasu. Ostatnia podróż tego wieczoru zajmie im dziesięć
minut z sekundami. Swoją narrację prowadzą bardzo rozważnie, krok po kroku, swobodnie,
bez pospiechu. Najpierw towarzyszy im lekkie rozkołysanie, potem sięgają po melodie
rysowane suchą tubą i drżącymi strunami. Przez moment wracają do początku
improwizacji, łykają nowe porcje powietrza i ruszają dalej. Tenorzysta korzysta
z oddechu cyrkulacyjnego, kontrabasista pracuje na w pełni kontrolowanej
dynamice. Gdy do akcji wkracza smyczek, narracja zaczyna śpiewać, a frazy obu instrumentów
pięknie się imitują. Koncert zbliża się do końca, muzycy winni pójść teraz na szczyt,
ale ich myśli krążą wokół tematów pobocznych. Jest niemal klastyczna zadyma, są
frazy rozsyłane metodą call &
responce, tudzież radosne okrzyki. Puentą koncertu są oklaski publiczności,
ale stonowane, jak przystalo na klasyczny
koncert.
Evan Parker & Barry Guy So It Goes... (Maya Recordings, CD 2023). Evan Parker – saksofon
tenorowy i sopranowy oraz Barry Guy - kontrabas. Nagranie koncertowe,
zarejestrowane w The Hot Tin,
Faversham, Wielka Brytania, w lutym 2023 roku. Pięć improwizacji, 40 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz