Legendę improwizowanego saksofonu, Evana Parkera, odnajdujemy kilka tygodni po hucznych 80. urodzinach w przepięknych okolicznościach londyńskiego Cafe Oto. Na scenie towarzyszy mu o kilka dekad młodszy, amerykański gitarzysta Bill Nace wyposażony w dwustrunową, japońską gitarę taishōgoto podłączoną do prądu.
Muzycy pichcą dla nas czterdziestominutowy set, będący
nieprzerwanym ciągiem dźwięków, zlepiony z tłustych elektrycznych i
akustycznych fraz. Efekt musi budzić nasz szacunek, zarówno z punktu widzenia
jakości artystycznej, jak i ekspresji, tudzież mocy włożonej w jego produkcję.
Tak, Parker definitywnie nie odpuszcza, doprawdy wciąż stać go na wszystko, a
siła jego oddechu cyrkulacyjnego zdaje się nie mieć granic.
Muzycy zawiązują supeł narracji po ledwie kilkusekundowej introdukcji
pełnej gitarowego szumu i saksofonowej melodii o delikatnie folkowym posmaku. Formują
potężną pętlę, której nieustanne powtarzanie jest osią dramaturgiczną koncertu.
Ich flow ma w sobie zaszyty rytm, a
nasączony jest hukiem strun podłączonych do prądu wysokiej mocy i saksofonowego
krzyku, niesionego nieśmiertelnym oddechem cyrkulacyjnym. W fazie początkowej
można odnieść wrażenie, że oba instrumenty frazują imitacyjnie, z czasem zyskają
jednak separatywne ścieżki, a emocje ogniskują się na dysonansie, jaki tworzy potężny
sound gitary i taniec lekko
brzmiącego saksofonu sopranowego.
Intensywność owej mantry faluje. W niektórych momentach wydaje
się, że Parker robi drobne przerwy, ale topią się one w strudze kreatywnego hałasu
generowanego przez Nace’a. Czy takowe robi ten drugi, trudno orzec, albowiem prąd,
który niesie jego instrument nie generuje choćby sekundy pustego przebiegu. A jeśli
przez moment tak się dzieje, saksofonista traktuje to jedynie jako pretekst do kolejnej
eskalacji.
Ta swoista way of no
return potrafi być melodyjna i pokrętnie taneczna, bywa, że każda fraza jest
zaskakująco śpiewna, co nie zmienia faktu, iż ów dwugłowy wulkan ekspresji nie
zastyga choćby na moment. W drugiej fazie improwizacji wydaje się, że flow gitarzysty nieznacznie rozmywa się.
Czujny saksofonista najpierw napina mięśnie, a potem delikatnie uspokaja się. Wszystko
to może być jednak złudzeniem naszych receptorów słuchu skąpanych w strumieniu
ognistych dźwięków. Być może w okolicach trzydziestej czwartej minuty w głowach
muzyków pojawia się myśl, by swe dzieło kończyć. Tak, czy inaczej koncert trwa jeszcze
6 minut – saksofon zamienia się w szklisty dron, a gitara - zanurzona w tumanie
końcowego sprzężenia - ociąga stan wiecznej ciszy.
Evan Parker & Bill Nace Branches (Otoroku, LP 2025). Bill Nace – elektryczne, dwustrunowe taishōgoto oraz Evan Parker – saksofon
sopranowy. Nagranie koncertowe, Cafe OTO, Londyn, maj 2024. Jedna improwizacja,
41 minut.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz