Belgijski gitarzysta Dirk Serries, jeden z absolutnych faworytów redakcji, nie dostarcza w roku 2021 szczególnie dużo nagrań (przynajmniej jak na kanony free impro w czasach pandemii), zatem z tym większą radością uprzejmie donosimy, iż ostatnie tygodnie przyniosły aż dwie premiery płytowe z udziałem Belga. Oba to duety, oba w dobrym towarzystwie – pierwszy z pewnym brytyjskim perkusistą, wydany w Portugalii*), drugi zaś z rodakiem kontrabasistą, wydany – dla odmiany – w Anglii. Obie płyty oczywiście nie wymagają jakichkolwiek rekomendacji, wszak to klasa światowa!
Zapraszamy na dwa odczyty i odsłuchy - oba nagrania zostały
zarejestrowane w okolicznościach koncertowych. Dziś, co prawda piątek, nie wtorek,
ale definitywnie jesteśmy w … Belgii!
George Hadow & Dirk Serries Chapel (Creative Sources, CD 2021)
Początek września roku bieżącego (cóż za ekspresowa
produkcja!), belgijskie Bocholt, miejsce zwane Groels Kapel, a na scenie George Hadow – perkusja oraz Dirk Serries
– gitara akustyczna. Jedna improwizacja, 49 minut i 43 minuty.
Panowie mają za sobą wiele wspólnych nagrań, zatem do
koncertowego incydentu przystępują bez zbędnej zwłoki, pełni energii,
wewnętrznego dynamizmu i determinacji, by nie zanudzić nas choćby jedną frazą!
Oczywiście uda im się! Tego jesteśmy pewni jeszcze przed odpaleniem srebrnego krążka!
Kanciasta, akustyczna po baileyowsku gitara, jak to często bywa w przypadku Serriesa,
z delikatną nutą post-bluesa, a naprzeciw niej aktywny, niezasypujący gruszek w
popiele drumming z dużą ilością
talerzy, efektownie brzmiącego werbla i tomów. Tu gra cała maszyna i para nie
idzie w gwizdek! Muzycy rysują nam wartki strumień dźwiękowy, brną do przodu,
jakby ich ktoś podłączył pod małą trafostację!
W trakcie niemal 50-minutowej eskapady artyści będę brać raz
na jakiś czas chwilę oddechu, ale ich kompaktowe stop and rest trwać będą na ogół ledwie kilka pętli
dramaturgicznych. Pierwszy taki break ma
miejsce już po upływie trzech minut. Dirk zaczyna piłować struny, w tle zaś
rezonują perkusyjne talerze. Kilka fraz pachnących czerstwym bluesem, równie
efektownych flażoletów i można śmiało powracać do wątku głównego. George nie
pozwala tu zresztą na dłuższe chwile refleksji. Bije zamaszysty, ale
intrygująco abstrakcyjny rytm, a machina improwizacji trwa w najlepsze. Po krótkiej
kipieli, w okolicach 13 minuty muzycy nieco aktywniej zanurzają się w ciszy.
Preparują dźwięki, ciągną za struny, sprawdzają gibkość perkusyjnych naciągów, oddychają
szklistym rezonansem. Szybki powrót do zjawisk dynamicznych znów smakuje błękitnymi
frazami rocka. Muzycy widzą przed sobą kolejny szczyt, ale wcale ku niemu nie zmierzają.
Kluczą po zagajnikach, a kierunki ich kreatywności potrafią mieć przeciwstawne groty.
Nawet, gdy emocje rosną tu do czerwoności, muzycy nie eskalują tempa, raczej
puchną i nadymają się emocjami, niż pozwalają sobie na bardziej banalne
eksplozje mocy.
Nim wybije 20 minuta koncertu, znów stopping! Ale znów, to ledwie kilka łyków chłodnej wody i muzycy
ruszają w dalszą drogę! Ten odcinek znaczą jednak, raz za razem, druciane
zasieki. Narracja ma swoje zakręty, zbocza i drobne wzniesienia. Znów widać szczyt
wysokiej góry, ale i tym razem muzycy nie szukają dróg na skróty. Najpierw garść
post-rockowych grepsów i zejście na nisko ugiętych kolanach niemal do
pojedynczego dźwięku, potem głębokie oddechy, small drumming na krawędzi werbla, a nawet parę pętli bez udziału gitary.
Wystarczą jednak dwa, trzy mocniejsze pociągnięcia za struny (a jednak działają!)
i śmiało można kontynuować podróż. W okolicach 30 minuty muzycy stawiają na
bardziej agresywne frazy, które śmiało przypominają dynamiczny początek
koncertu. Po chwili jednak tłumią zszargane nerwy i budują ciekawe interludium
– gitara zaczyna modulować swoje brzmienie, perkusja zaś kręci się wokół
własnej osi i nasłuchuje, co w trawie piszczy.
Kolejny przystanek – poprzedzony bardzo efektownym peakiem - ma miejsce tuż przed upływem
40 minuty koncertu. Gitarzysta sięga tu po smyczek, a perkusista ugniata
przedmioty na werblu, korzysta też z perkusyjnych szczoteczek. Kilka szybkich spojrzeń,
dwa, trzy oddechy i z mocy drummera opowieść
po raz setny tego wieczoru wraca na dynamiczny szlak. Do końca tego efektownego
koncertu muzycy będą budować narracją z dwóch podstawowych elementów – dynamiki
perkusisty i narracyjnych meandrów gitarzysty. Ten ostatni jakby się delikatnie
krygował, rysuje bruzdy w ziemi, uśmiecha się szelmowsko pod nosem, śle garść
flażoletów na niezłej dynamice. Artyści wieńczą wszakże swe dzieło nie przy
armatnich salwach, raczej w cieniu pojedynczych fraz, odgłosie trzeszczącego werbla
i smudze rezonujących talerzy.
Peter Jacquemyn & Dirk Serries Live At Lokerse Jazzclub (Raw Tonk
Records, CD-r 2021)
Na osi czasu cofamy się dokładnie o rok, pozostając
oczywiście w Belgii. Tym razem, to Lokeren i tamtejszy the Lokerse Jazzclub. Na scenie: Peter Jacquemyn – kontrabas i
incydentalnie głos (gardło) oraz Dirk Serries – gitara elektryczna. Na płycie
mamy wytłoczony jeden trak, ale
koncert składa się z seta zasadniczego i kilkuminutowego encore. Odsłuch całości zajmie nam 54 minuty i 20 sekund.
Kolejne spotkanie Serriesa znów naznaczone jest piętnem
permanentnej zmiany w procesie budowania improwizacji. Muzycy kipią pomysłami,
niekiedy porzucają wątki niemal w pól zdania, a dodatkowo – zdają się intrygująco
balansować na granicy wielu gatunków. Bywają kameralnymi smutasami, rockowymi zwierzętami,
ale i pełnymi abstrakcyjnych fraz wyznawcami wolnego jazzu. W przeciwieństwie do
poprzedniego nagrania, muzycy zaczynają swój spektakl dość spokojnie. Smyczek kontrabasu
wysyła kontrolne strumienie piękna, a gitara podłączona pod niewielki prąd szuka
śladów zagubionych dźwięków. Spokój artystów jest jednak pozorny. W ich głowach
i sercach rodzi się bowiem niepokój, troska o rozwój improwizacji. Pojawiają
się pierwsze rockowe plamy gitary, post-jazzowe akcje kontrabasu, a także frazy
godne preparowanego post-baroku. Muzycy potrzebują ułamka sekundy, by znaleźć
się w okolicach ciszy, kolejne dwa jej ułamki, by zlepić się w bardzo efektowny
dron, a zaraz potem wyjść na prostą z okrzykiem na ustach i piskiem
rozpędzonych strun. Koniec pierwszego kwadransa koncertu, to przeciąganie liny,
małe przepychanki na stronie, drgania, uderzenia, pulsacje, jakby muzycy dotarli
na rockowy koncert, ale nie byli pewni, czy po drugiej stronie sceny czeka na
nich właściwa publiczność.
Po kilku kolejnych minutach artyści najpierw wymownie
milczą, by po chwili dwoma trybami pizzicato
ruszać niemal w półgalop. Na scenę szybko jednak powraca estetyka arco i zaczynają się ceremonialne
lamenty. Dirk zaczyna szukać płynnych, ambientowych struktur, Peter skacze po
strunach i rechocze z zadowolenia. Z tego ogniska stylowej fermentacji na
moment przenosimy się nawet na koncert rockabilly! Muzycy nie mają tu żadnych zahamowań
estetycznych i to naprawdę nam się w nich podoba! W tej fazie koncertu kontrabas
zmienia oblicze sto razy na minutę, gitara dla odmiany zdaje się być stróżem dramaturgicznego
porządku. Pomysłów wszakże przybywa z każdą sekundą. W 36 minucie rozpędzony smyczek
lepi się do slajsującej gitary, która tonie w kłębowisku kolejnych koncepcji na
rozwój narracji. Zaraz potem czeka na nas efektowne zagęszczenie, zmyślnie skomentowane
gardłotokiem kontrabasisty. Za kolejne dwie minuty - zejście w cisze, rezonans nieistniejących
talerzy, abstrakcyjny smyczek i gitara, która zaczyna szukać dalekowschodnich
inspiracji. Trochę przez zaskoczenie koncert dobiega do końca, ale rzęsiste
oklaski nie pozwalają muzykom wrócić do garderoby.
Dogrywka budowana jest w dużym skupieniu. Dirk preparuje
gitarę, skupia się na niuansach brzmieniowych. Peter ślizga się smyczkiem po
wilgotnych strunach kontrabasu. Ciekawy moment, sklecony na opozycji dirty barock vs. dirty post-rock! Muzycy
szukają tempa jakby bez przekonania. Ale, i tak docierają do krótkiej fazy
wrzasków i pisków. To, co ich jednoczy u kresu podróży, wydaje się mieć rockowy
posmak, a może jednak, to post-jazzowy sposób myślenia.
*) Wg wstępnych ustaleń duet Hadow & Serries zagra koncert w Poznaniu, 12 lutego 2022 roku. Klub Dragon i niniejsze łamy serdecznie zapraszają!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz