Polska mini trasa koncertowa katalońskiego tria Phicus za
nami. Gitarzysta Ferran Fages, kontrabasista Alex Reviriego i perkusista Vasco
Trilla zagrali w Łodzi, w klubie Format (z gościnnym udziałem Pawła Sokołowskiego na saksofonach), w Warszawie, w trakcie 13-ego Mózg
Festiwalu, a także w Poznaniu, w ramach The
Phicus Residence in Poznan, gdzie obok koncertu głównego, sety solowe
zaprezentowali Fages i Reviriego, a Trilla zagrał duet z Pawłem Doskoczem na
gitarze elektrycznej.
Wrażenia artystyczne były niebywałe, emocje po obu stronach
sceny w pełnej erupcji. Trybuna Muzyki
Spontanicznej była organizatorem koncertu poznańskiego, zatem nie wypada na
tych łamach zagłębiać się w szczegóły tych muzycznych wydarzeń.
Koncert warszawski można obejrzeć właśnie pod tym linkiem:
Poniżej kilka ciekawych momentów koncertu z Poznania,
uwiecznionych na zdjęciach Maksa Krybusa.
****
Warto także na koniec oddać głos samym muzykom. Wywiad został przeprowadzony dla portalu Jazzarium.pl tuż przed trasą koncertową grupy. Oto jego
pełna wersja.
Phicus – fauna i flora improwizacji w rozkwicie
Phicus to nazwa, która pojawiła się na improwizowanej scenie
katalońskiej dopiero w tym roku. Wszakże pod tą nazwą kryją się muzycy, którzy
funkcjonują artystycznie nie od dziś. Doskonały perkusista Vasco Trilla, to z
pewnością najbardziej znany u nas muzyk z tamtego rejonu świata (zaraz po
Agusti Fernandezie!). Niemałym dorobkiem poszczycić się może także gitarzysta
Ferran Fages, choć ten przede wszystkim na polu eksperymentalnej muzyki
elektroakustycznej (choćby pokaźne portfolio dla angielskiej wytwórni Another
Timbre). Wreszcie Alex Reviriego, najmłodszy w tym gronie, ale już niebywale
kompetentny kontrabasista, bez którego trudno wyobrazić sobie dobrą płytę free
jazz/ free improv, nagraną w stolicy Katalonii.
Debiutancka płyta tria Phicus, zatytułowana „Plom”, ukazała
się wczesną jesienią tego roku, za pośrednictwem serii wydawniczej Multikulti
Project i Trybuny Muzyki Spontanicznej.
Obecnie grupa przylatuje do Polski na trzy koncerty. Pierwszy
odbędzie się w Łodzi (Format, 30.11), drugi w ramach warszawskiej edycji 13th
Mózg Festiwal (Mózg Powszechny, 1.12), a mini trasę zwieńczy koncert poznański
(Amarant, 3.12).
Na okoliczność tego wydarzenia przeprowadziłem wywiad z
muzykami Phicus. Głównym odpytywanym był Reviriego, ale w odpowiedzi swoje
bystre myśli wplatali też Trilla i Fages.
Alex, jak zauważyłem,
improwizowana scena Barcelony jest rozległa, ale muzycy znają się wzajemnie
bardzo dobrze. Skąd pomysł, by grać właśnie w takim układzie personalnym?
Improwizowana scena w Barcelonie rozrosła się w trakcie
ostatnich lat, ale jest relatywnie
mała, gdzie prawie wszyscy znają się wzajemnie, wielu
muzyków gra i nagrywa w kilku różnych grupach. Oczywiście ten rodzaj endogamii
ma swoje wady. Dość łatwo bezwiednie adaptować się do pewnych, spodziewanych
ról, co kończyć się może ograniczaniem kreatywności lub poczuciem pewnej
stagnacji, wynikającym z grania wiele razy w takich samych konfiguracjach osobowych.
Ale pozytywne aspekty tego zjawiska, moim zdaniem, przeważają. To (relatywnie)
ograniczone pole muzyków, w połączeniu z dającymi się ogarnąć rozmiarami samej
Barcelony *), sprawia, iż łatwo jest rozwijać silne personalnie i muzycznie
powinowactwa, nawet pomiędzy muzykami w różnym wieku i z różnym zapleczem
muzycznym. Moje relacje z Ferranem są
dobrym tego przykładem; poza tym, że jesteśmy z różnych generacji, że mamy
odmienne doświadczenia (Ferran jest kilka lat starszy ode mnie, jest też
ekstremalnie ciekawym świata i świetnie zorganizowanym samoukiem awangardzistą,
podczas, gdy ja jestem przykładem „dziwnego” produktu
konserwatorsko-akademickiego), od czasu naszego pierwszego spotkania
rozwinęliśmy silne powinowactwo, przede wszystkim oparte na tych samych
zainteresowaniach i celach artystycznych.. Po miesiącach cotygodniowego grania
w tym samym miejscu, relacje artystyczne przekształciły się w osobistą
przyjaźń. Vasco to inna historia, ale takie same efekty. To jeden z najbardziej
aktywnych i innowacyjnych perkusistów w Barcelonie. Grałem z nim razem
dziesiątki, setki razy w różnych sytuacjach (sesje Discordian Records,
koncerty, sesje organizowane przez El Pricto w klubie Soda Acoustic, itd.), nim
odbyliśmy pierwszy odsłuch Phicusa. To fakt, Phicus to dobry przykład produktu,
będącego konsekwencją sytuacji, o której rozmawiamy: znaliśmy się wzajemnie
całkiem dobrze (tak osobiście, jak i artystycznie), nim zauważyliśmy, że
założenie tej grupy było dobrym pomysłem.
Myślę, że dla
Ferrana, który jest zaangażowany w inny rodzaj improwizacji, na przykład we
współczesną, awangardową elektronikę, taki model grania jak w Phicus jest czymś
nowym. Czy mam rację?
Jeśli spojrzymy na to, co dzieje się lub wydarzyło się w
Barcelonie, odpowiedź brzmi: tak. Phicus podąża nowymi, nieodkrytymi ścieżkami,
zwłaszcza, jeśli chodzi o walory brzmieniowe tej muzyki i jej wysoki poziom
energetyczny. Fakt, że gitara nie jest zdominowana (dosłownie: „nieodurzona” -
przyp.red.) przez efekty i podąża równolegle z kontrabasem i perkusją (jeśli
nie grasz, nie ma dźwięku), sprawia, że Phicus daleki jest od zwyczajowego
brzmienia „the power trio”, które na ogół mamy w głowach, gdy myślimy o tego
rodzaju formacjach.
Istnieją także pewne kompozytorskie strategie nakierowane na
inne sytuacje niż zwyczajowa akcja-reakcja, których wielu muzyków nie rozumie w
kontekście muzycznej kreacji. Warto także podkreślić, iż Phicus udoskonala swoje
brzmienie i rzemiosło muzyczne intensywnie na każdej próbie, od momentu, gdy ta
koncepcja powstała w roku 2016. To kwestia trzech instrumentów, które sytuowane
są w innych rolach, niż na ogół się spodziewamy, i to prawdopodobnie stanowi
rodzaj nowego paradygmatu, który pcha Phicusa w kierunku tych horyzontów
stylistycznych, o których wspomniałeś.
Skąd nazwa „Phicus”?
Czy chodzi tylko o to, że to słowo dobrze brzmi, czy coś jeszcze? I ta chemia w
tytułach utworów. Powinniśmy doszukiwać się jakiś niezwyczajnych doświadczeń?
(Vasco): Chcieliśmy krótkiej nazwy, niezwiązanej z
tradycyjną muzyczną nomenklaturą: grupa, trio, projekt, itp. Szukaliśmy nazwy
dla zespołu od momentu, gdy projekt zaczął swoje życie. „Phicus” brzmiał dla
nas jako nazwa kompletnie niezwiązana z jakimkolwiek gatunkiem, szczegół, który
może być interesujący w przyszłości. Jestem szczęśliwy myśląc, że pewnego dnia
będę mógł powiedzieć moim wnukom, że grałem w bandzie, którego nazwą była
roślina.
Tytuły utworów (chodzi o pierwiastki chemiczne – przy.
red.), zostały pierwotnie zaproponowane przez Alexa. On ma obsesję na punkcie
natury i procesów z nią związanych od młodości (prawdopodobnie to konsekwencja
niemożności zrozumienia nauki na lekcjach w szkole), to stały element jego
osobowości. Miał dwie grupy ze zwierzęcymi nazwami, także wiele z jego
wczesnych kompozycji miało zwierzęta, rośliny i naturalne zjawiska w tytułach
(koty, ptaki, trawa, meduza, wiatr, króliki). Elementy układu okresowego
pierwiastków są po prostu logicznym rozwinięciem tych zainteresowań. My
naprawdę czujemy pewną relację pomiędzy muzyką i jej tytułami, a także nazwą
całej płyty: od pierwszego odsłuchu płyty, było jasne dla nas, że to siedzi w
jej rdzeniu. A także ładnie brzmi.
Phicus często
funkcjonuje koncertowo w formule trio plus jeden. Myślę tu na przykład o trasie
koncertowej i nagraniach z Martinem Küchenem. Czy trio, to za mała grupa dla
was, czy tylko poszukujecie dodatkowych wrażeń artystycznych?
Phicus to trio i bardzo lubimy tę formułę, ale jesteśmy zainteresowania
rozwojem, czerpaniem korzyści z wszechstronności, jaką daje nam granie z
dodatkowym muzykiem. Instrumenty dęte dają nam dodatkowe możliwości
brzmieniowe, które poszerzają muzyczny język, który chcemy zgłębiać. Ale to dla
nas ważne, by pozostać identyfikowani jako trio.
W tym szczególnym przypadku, związanym z Martinem Küchenem,
szukaliśmy muzyka, którego osobisty język mógłby dobrze komponować się z naszą
poszerzoną paletą brzmieniową, ale także muzyka z silnym charakterem,
stanowiącym wyzwanie dla nas, muzyka, który wyrzuci nas ze strefy komfortu.
Jesteśmy bardzo zadowoleni z tej trasy i niebywale podekscytowani nadchodzącą
wspólną płytą (prawie zakończyliśmy wczoraj proces miksowania tego nagrania).
W jednej z recenzji
Waszej pierwszej płyty, dziennikarz napisał, że drugi utwór na płycie („Plom 1” ) jest „może najbardziej punk
rockową improwizacją, jaką słyszeliśmy w tym roku”. Co myślicie o tej punkowej
konotacji? Czy graliście tę muzykę w młodości? (wiem, że Vasco grał death
metal!).
(Ferran): Być może winniśmy rozważyć, jakie to konkretne
odniesienia stylistyczne pojawiły się w głowie dziennikarza, gdy pisał tego
słowa. Jakkolwiek, jeśli chcielibyśmy uniknąć pytania retorycznego, to rzecz
jasna łatwo zrozumieć, iż ktoś używa takiej etykiety, by nas kategoryzować. W
mojej opinii „Plom 1”
i „Plom 2” ,
to dwa przykłady tego, co mogłoby być hipotetycznym mostem pomiędzy free jazzem
i surową energią rocka. Jeśli miałbym być bardziej precyzyjnym, powiedziałbym,
że to rodzaj „niedbałej: gitarowej energii, kojarzonej z brzmieniem
amerykańskich bandów z lat 80., takich, jak Fugazi, czy też naszego ukochanego
The Ex **). Ale muszę też przyznać, nigdy nie siedziałem w tej muzyce na tyle
mocno, by móc przyznać, że miała na mnie realny wpływ. Nie grałem punk rocka w
mojej młodości, gram go teraz, w piątej dziesiątce mojego życia.
(Alex): Pierwsza grupa, w której grałem, to było coś w
rodzaju punkowej załogi nastolatków. Potem, w latach, które muzycznie mnie
kształtowały, grałem mnóstwo rocka i metalu (od coverów Led Zeppelin, po tak
niechlujne i szalone grupy death metalowe, jakie tylko można sobie wyobrazić). Nigdy
nie siedziałem mocno w punk rocku, ale absolutnie uwielbiam europejski black
metal lat 90., także wczesny amerykański death metal (wciąż nie potrafię
zrozumieć, jak coś tak dobrego, jak „Blessed Are Sick” jest zakazane ***), a
także wszystko, co generalnie nazywamy muzyką „noise” (japońska wersja, „harsh
noise”, „power electronics”…). Ostatnimi czasy dobrze odnajduję się w trendzie doom i pozostaję pod dużym wpływem
takich muzyków, jak Dylan Carlson, czy Electric Wizard.
Tak więc, według mnie, to oczywiste, że te doświadczenia w
pewnym stopniu znajdują odzwierciedlenie w naszej muzyce.
Rodzaj pytania o
filozofię improwizowania. Jakie sprawy są najważniejsze w procesie
improwizacji, zwłaszcza swobodnej improwizacji?
Natura improwizacji jest zawsze czymś niejasnym i trudnym do
ogarnięcia. W naszym specyficznym wypadku, chcieliśmy rozwijać szczególny
rodzaj „phicusowego” języka, który wypływa ze stosowanych przez nas
indywidualnych środków wyrazu, ale który sprawia jednocześnie, że to po prostu
spotkanie Fagesa, Reviriego i Trilli. Dobrym przykładem może być choćby
słuchanie jednocześnie płyt „Völga” ****) i “Plom”. Zauważmy, iż 50% składu
kwartetu Völga, to 66% składu tria Phicus, zatem tym bardziej interesującym
jest dostrzeżenie, jak bardzo różnią się od siebie te płyty (mimo, iż obie
grupy grają muzykę całkowicie improwizowaną, nagraną w tym samym studiu, tego
samego roku). Podczas, gdy muzyka Völgi płynie spokojnym strumieniem, po
ciemnym krajobrazie, z pewną dozą folkowego piękna, ukrytą w muzycznych
zakamarkach, Phicus dla odmiany jest przykładem zderzenia różnych sił, czasami rodzajem
delikatnej równowagi na skraju chaosu, innym razem dziwnego i upartego tańca
tajemniczych postaci (całe zdanie w dosłownym tłumaczeniu – przyp. red.). Te
różnice ujawniają zasadniczą kwestię, o którą pytasz, co takiego kontekst i
intencje czynią w procesie wolnej improwizacji: mogę być relatywnie gotowy na
akt spontaniczności, ale wydarzenia wokół filtrują „znaczenie” mojego działania
i dają informację zwrotną, która wpływa na moje kolejne decyzje (warunkuje to,
co zdarzy się potem), tworząc bardzo szczególne i indywidualne okoliczności.
Dziękuję Wam bardzo
za rozmowę i do zobaczenia na koncertach w Polsce!
*) miasto jest tak naprawdę bardzo duże, ale świetnie
skomunikowane (zwłaszcza licznymi liniami metra)
**) The Ex, to oczywiście załoga holenderska. Myślę, że
Ferran wie o tym doskonale. Przy okazji, to z pewnością ulubiona punkowa grupa muzyków
improwizujących.
***) nie czuję się kompetentny, by ten temat zgłębić i
wyjaśnić Czytelnikom, a Alexa dalej nie odpytywałem, gdyż z punktu widzenia
muzyki Phicus i tego wywiadu, nie jest to kwestia szczególnie istotna.
****) Kwartet w składzie: Fernando Carrasco, Ivan Gonzalez,
Alex Reviriego i Vasco Trilla. Ich debiutancka płyta także ukazała się w tym
roku, również w ramach polskiego wydawnictwa Multikulti Project/ Spontaneous
Music Tribune Series.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz