Francuski trębacz Timothée Quost gościł w Polsce w połowie grudnia ubiegłego roku. W trakcie występów do swego blaszanego instrumentu podłączał mikrofony, miał też ze sobą dwa małe głośniki i drobne, analogowe urządzenie elektroniczne. Zagrał koncerty doprawdy niebywałe, a do dziś w poznańskim Dragonie (zapewne także w bydgoskim Mózgu) trwają ożywione dysputy, na czym polegała owa niebywałość solowego performance’u Francuza. Jedno wszakże nie ulega wątpliwości - muzyk to doprawdy frapujący! Kolejnym na to dowodem może być jego nowa płyta Flatten The Curve, która zawiera kompozycje na kwintet, oktet, na skład dwunastoosobowy oraz całą masę intrygująco spreparowanych nagrań terenowych! Dla przypomnienia – nagranie to znalazło się na liście 50 Powodów, dla których Warto Zapamiętać Rok 2021, opublikowanej na tych łamach dokładnie w ostatni dzień minionego roku.
Dramaturgiczna koncepcja Spłaszczania
Krzywizny jest dalece intrygująca. Utwory nieparzyste (jest ich sześć,
trwają od dwóch do czterech minut), to zmiksowane przez Pierre’a Juillarda nagrania
terenowe trębacza, zarejestrowane w Słowenii, a także we francuskim … domu starców.
W słowa, odgłosy natury i inne tajemnicze dźwięki wpleciono tu także frazy
instrumentalne, budujące niekiedy sprytną narrację, nie pozbawioną rytmu i
przewrotnej dynamiki. Taka całkiem oryginalna zabawa w cut & paste. Z kolei utwory parzyste, to na ogół rozbudowane
kompozycje (łącznie pięć, jedna z nich trwa mniej niż dwie minuty, ale ta najdłuższa,
to pełny kwadrans), rozpisane na równie rozbudowane składy, najprawdopodobniej dyrygowane,
świetnie wpisujące się w estetykę free
chamber, często sprawiające bowiem wrażenie … całkiem swobodnych improwizacji.
Poznajmy szczegóły obu wątków Flatten The
Curve, skupiając się, rzecz jasna, na drugiej grupie kompozycji Quosta.
Płytowa dwójka wykonywana
jest przez kwintet złożony z wiolonczeli, piana, trąbki, klarnetu basowego i
brzmiącego perkusjonalnie wibrafonu. Mozolnie budowana, ponad ośmiominutowa opowieść
skupia się na preparowanych frazach cello,
do których lepią się coraz gęstsze dźwięki pozostałych instrumentów. Mała
symfonia minimalizmu, swoisty suspended
flow, raz za razem siekany kontrapunktami, płynie tu zarówno krótkimi, jak
i długimi kaskadami zdarzeń fonicznych. W utworze czwartym w roli podmiotu wykonawczego
pojawia się oktet instrumentów dętych – flet, obój, klarnet, klarnet basowy, saksofon,
rożek (francuski), tuba i trąbka. Narracja trwa około stu sekund i składają się
na nie krótkie, urywane frazy, ciekawie ze sobą skorelowane dramaturgicznie,
niczym dobrze wykonana improwizacja metodą call
& responce. Szósta część trwa wspomniany już wcześniej kwadrans, a kompozycję
wykonuje dwunastu muzyków, grających na skrzypcach (trzech), altówce, wiolonczeli,
flecie, klarnetach, saksofonie, rożku, gitarze elektrycznej, instrumentach perkusjonalnych,
a także elektronice (z udziałem field
recordings!). Znów narracja zdaje się wisieć w powietrzu i budzić
permanentny niepokój. Dalece mroczny nastrój nie przeszkadza pęcznieniu tej silnie
sterowanej improwizacji. Strunowe dźwięki skomlą jak wygłodniale koty, dęte
kwilą jak złowrogie ptaszyska, a bystry, akustyczny dysonans, kreowany przez
gitarę nasączoną prądem, sieje popłoch wśród scenicznej zwierzyny. Sam finał kipi ekspresją i emocjami rzadko spotykanymi w trakcie tej płyty.
Kolejne dwie parzyste kompozycje wykonywane są przez oktet
opisany przy okazji omawiania utworu czwartego. W ósmej części na wejściu
burczą i drżą duże dęciaki – tuba i
klarnet basowy. Zmysłowe, post-melodyczne oddechy bystrze kontrapunktowane są
całym składem instrumentalnym, który nie stroni od długich fraz. Opowieść, choć
przypomina marsz pogrzebowy, z czasem gęstnieje dzięki repetującemu meta rytmowi, zbudowanemu jakby mimochodem,
przy okazji żmudnej narracji. Z kolej dziesiątka
początkowo ma formę drona, który płynie do nas z samego dna ciszy. Nie brakuje
rwanych, preparowanych fraz, które po pewnych czasie rozlewają się w szeroki strumień
dźwięków, podawanych zaskakująco czystym frazami. Oktet efektownie pnie się do
góry, niczym filharmonijne crescendo.
Część gadana płyty
zaczyna się w Słowenii. Obok głosu autochtonki słyszymy także głos samego
Quosta. W tle dzieje się wiele, a drobne, rwane frazy instrumentalne co rusz
zadają pytania o źródła swego pochodzenia. W części trzeciej słyszymy ptaki,
dzwon i głos kobiecy mówiący już zdecydowanie po francusku. W tle jęczą struny nieznanych
instrumentów. W piątej części głosom ludzkim towarzyszą dźwięki bardziej syntetyczne,
a także akordeon zmyślnie wmieszany w ów tygiel impro samplingu. W kolejnej części docierają do nas także frazy
elektroniczne, a w dziewiątej z okruchów dźwięków stworzona zostaje mała piosenka.
Polepione strzępy kobiecego głosu zdają się tu śpiewać. Tło szeleści, oddycha,
po prostu żyje każdą swą chwilą.
Timothée Quost Flatten
The Curve (Carton Records, CD 2021). Kompozycja druga: Juliette Adam –
klarnet i klarnet basowy, Timothée Quost – amplifikowana trąbka, Noémi Boutin –
wiolonczela, Pauline Schneider – piano, Gaspard Beck – wibrafon i mikrofon
kontaktowy. Kompozycja szósta: Pierre Juillard – elektronika, nagrania terenowe,
Antoine Brun, Pierre Vinay, Ruben Tennenbaum – wszyscy skrzypce, Léa Godreau –
altówka, Anais Pin – wiolonczela, Quentin Coppalle – flet, Juliette Adam –
klarnet i klarnet basowy, Gabriel Boyault – saksofon sopranowy, Jean Wagner –
rożek, Victor Aubert – gitara elektryczna, Baptiste Thiébault – perkusja,
instrumenty perkusyjne. Kompozycje czwarta, ósma i dziesiąta: Quentin Coppalle
– flet, Ariane Bacquet – obój, Xaviere Fertin – klarnet, Gabriel Boyault –
saksofon sopranowy, Loic Vergnaux – klarnet basowy, Timothée Quost – trąbka,
Jean Wagner – rożek, Fanny Méteier – tuba. Wszystkie kompozycje parzyste: Léo
Margue – kierownictwo muzyczne (dyrygentura?), Timothée Quost – kompozytor.
Wszystkie kompozycje nieparzyste: Pierre Juillard – kompozytor, m.in. na bazie
nagrań terenowych Quosta. Muzyka nagrana w latach 2020-2021. Jedenaście
utworów, łączny czas – 54:45.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz