Zachodni skraj Półwyspu Iberyjskiego nie ustaje w dostarczaniu nam doskonałej muzyki improwizowanej. W sumie, gdyby Trybuna zajmowała się wyłącznie recenzowaniem muzyki tam wydawanej, też miałaby, co robić! Nadaktywny Creative Sources, mocno jazzowy, ale ostatnio silnie portugalski w repertuarze Clean Feed, zacna inicjatywa samych muzyków, czyli Phonogram Unit, to ledwie początek wyliczanki, a przecież muzykę z Portugalii wydaje się także w innych częściach Europy, o Polsce nie zapominając!
Dziś dwie nowości z muzyką dość od siebie oddaloną, acz
oczywiście jak najswobodniej improwizowaną. Oba nagrania łączy saksofonista José
Lencastre. W pierwszym jest jednym z pięciu kolektywnych trybów maszyny (obok
Ernesto Rodriguesa, Miguela Miry, Hernâni’ego Faustino i João Lencastre’a), w
drugiej, trzyosobowej improwizacji zdaje się oddawać palmę narracyjnego
pierwszeństwa brazylijskiemu basiście Felipe Zenicoli (skład uzupełnia João
Valinho). Z jednej strony morze bezkresnej akustyki, z drugiej sporo
psycho-rockowego zacięcia. A co, poza saksofonistą i narodowością prawie
wszystkich muzyków, łączy jeszcze obie płyty? Oczywiście, wysoka jakość zawartej
na niej muzyki!
Affinity Suite
Kwintetowa improwizacja na trzy instrumenty strunowe,
saksofon i perkusję doprawdy udanie konsumuje swój tytuł, który możemy dość
swobodnie (!) tłumaczyć jako Suitę
Pokrewieństwa. Tutaj stara się ona bowiem łączyć swobodną kameralistykę z
otwartym, w pełni improwizowanym jazzem, któremu wcale nie jest zbyt daleko do
statusu free jazzu. Narracja budowana cierpliwie, ale raz za razem napędzana
jazzowym drive’em perkusji, tudzież
masywnym brzmieniem kontrabasowego pizzicato,
udanie zaś tonowana kameralnym tembrem altówki i wiolonczeli. Tym, który stoi w
tej narracji prawdziwym okrakiem zdaje się być saksofonista. Świetnie znamy
jego umiejętności asymilacji w każdych warunkach scenicznych, nie dziwi nas
zatem, iż w dziele konstruowania pokrewieństw międzygatunkowych ma on wyjątkowo
dużo do powiedzenia. Przy okazji zauważmy, iż w przypadku altowiolinisty
Ernesto Rodriguesa, Affinity Suite
jest być może jedną z najbardziej ognistych i dynamicznych płyt, jakie
kiedykolwiek nagrał. Pozostałym czterem muzykom do jazzu jest całkiem blisko,
zatem nasze tropy gatunkowe wydają się być trafione.
Na początek artyści serwują nam drobną strunową rozgrzewkę.
Obok leży skulony saksofon, a na werblu i tomach dzieją się mikro zdarzenia. Zawieszona
w próżni kameralna narracja przypomina spacer gołą stopą po zroszonej porannym
deszczem łące. Klecona ze small talks
pajęczyna interakcji z każdą pętlą zagęszcza się. Każdy instrument dokłada swoje
i rozhuśtane chamber zaczyna
odnajdywać pierwsze post-jazzowe podpórki. Gdy tempo rośnie, ciężar
improwizacji przesuwa się ku atrybutom bardziej jazzowym. Po dziesiątej minucie
muzycy wracają do kameralnych zachowań. Kontrabas przechodzi w tryb arco i wraz z altówką i cello zaczyna budować długie, głęboko
oddychające frazy. Saksofon bez wahania wchodzi w zastaną estetykę. Nowa intryga,
budowana po niedługim czasie niemal bez udziału instrumentów strunowych, pełna
jest mroku i dramaturgicznego zaniechania. Powrót smyczków reinkarnuje stan międzygatunkowego
rozkroku. Zdaje się, że wszyscy muzycy w tym stanie czują się wyśmienicie! Kolektywna
decyzja o poszukiwaniu drobnego wzniesienia wydaje się w tym momencie wyjątkowo
trafiona. Finał pierwszej improwizacji skrzy się wyłącznie dobrymi emocjami.
Drugą historię inicjują wyłącznie strunowce. Piłowanie gryfów i chrobot drżących pudeł rezonansowych,
to pierwsze przejawy zdarzeń fonicznych. Introdukcja wydaje się nad wyraz długa,
cierpliwa, a samo wejście w stan narracji saksofonu i perkusji dzieje się
niemal bezszelestnie. Dźwięki kleją się teraz do siebie wyjątkowo zwinnie, a
improwizacja osiąga stan chamber-jazzu i łapie niemal taneczną dynamikę. Akcję
budują teraz bracia Lencastre, ale jest ona udziałem wszystkich artystów zgromadzonych
w studiu nagraniowym. Trzecia improwizacja także rodzi się na gryfach
wiolonczeli, altówki i kontrabasu. Pizzicato
& arco in chamber suspens! Po niedługiej chwili saksofon zaczyna formować
drobne drony, a w tle rozbłyskują perkusjonalne świecidełka. Każdy z muzyków buduje
tu swoją opowieść, ale wszystkie one wchodzą ze sobą w udane interakcje. Przez moment
prym wiedzie altówka, ale dość szybko przypomina sobie o kolektywnej
konstytucji tego spotkania. Narracja nie szuka na razie żadnych wzniesień, płynie
szerokim, efektownym korytem przeróżnych zdarzeń. Tempo wzrasta jakby mimochodem,
niesione śpiewem saksofonu i nerwowymi podrygami kontrabasu i perkusji. Cello i viola dokładają urocze ornamenty. Nim jednak artyści zwieńczą swoje
dzieło, proponują nam dość zaskakujące spowolnienie. Post-dynamika ostatniej
fazy nagrania zdaje się być wyjątkowo rozhuśtana, rwana, nawet nerwowa,
zdobiona wszakże wyjątkowo urokliwymi zdarzeniami strunowymi.
Magma
Jedną z najbardziej wartościowych płyt roku 2021, pochodzącą
z Iberii, był album zatytułowany Anthropic
Neglect, nagrany przez pewien kwartet pod koniec grudnia 2019 roku. Tegoż
dnia, w lizbońskim studiu Namouche, powstało także inne nagranie, tym razem
poczynione w składzie trzyosobowym. Gitarzysta Jorge Nuno postanowił odpocząć,
a pozostała trójka z rzeczonego kwartetu wypichciła nam niezłą Magmę! Rozśpiewany, ale chwilami bardzo
zadziorny saksofon Lencastre’a, ryjąca bruzdy i burcząca gitara basowa Zenicoli
oraz aktywna, czupurna perkusja Valinho, to sprawcy tego zdarzenia fonicznego.
Już pierwsze dźwięki mówią nam, czego powinniśmy się
spodziewać po Magmie. Masywny bas
dudni, pełny zestaw perkusyjny głośno oddycha, a lekki, frywolny saksofon
podśpiewuje, ale w każdej frazie przemyca ogniste mikro elementy. Narracja stand by szybko nabiera gęstości, ale
nie eskaluje tempa. Saksofon pokrzykuje, bas riffuje, niczym stalowa gitara, a tłusty drumming dopełnia obrazu. No pain, no game! Drugą opowieść otwierają
basowe flażolety, błysk talerzy i dęte westchnienia. Ów mroczny chill-out nie trwa jednak długo.
Narracja najpierw nabiera masy, potem szuka dynamiki. Wszystko zdaje się tu dziać
wokół basu. Mistrz ceremonii kłębi się w sobie i zalotnie łypie okiem.
Kolejną improwizację otwiera saksofon. Rzewne i tęskne melodie
pną się ku górze, ale dość szybko napotykają na ciosy basu i perkusji. Tempo rośnie,
jak w pijanym, rockowym bandzie. Saksofon eskaluje, bas szyje połamane, kanciaste
meta synkopy, a perkusja znaczy teren
niczym rozdrażniony rottweiler. Pod koniec opowieść przypomną gęstą, cuchnącą
zawiesinę. Dla przeciwwagi nową historię bas opowiada wysokim, czystym, niemal śpiewnym
tonem. Saksofon wpada w okazjonalną nostalgię, drżą perkusyjne talerze. Muzycy kreślą
pętlę za pętlą – dęciak robi się
nerwowy, bas i perkusja płyną na dużym luzie. Improwizacja szuka raczej
mrocznych stref, choć drummer
zgrabnie utrzymuje zadaną dynamikę.
Końcową improwizację rozpoczynają perkusja i saksofon.
Inicjacyjne zabawy, które kontrapunktuje bas. Kreśli bohomazy i dyskutuje tempo pełne rockowych przełomów. Dynamika
improwizacji najpierw rośnie (z pokrzykującym saksofonem), potem opada (dęciak stawia znaki zapytania i
okazjonalnie milknie). Bas i perkusja rysują zakręty, trzymają flow w garści, ale improwizacja
ewidentnie szuka zakończenia. Saksofon cedzi dźwięki przez zaciśnięte zęby,
sekcja rytmu systematycznie traci moc aż po ostatnią sekundę nagrania.
Ernesto Rodrigues, José Lencastre, Miguel Mira, Hernâni
Faustino & João Lencastre Affinity
Suite (Creative Sources, CD 2022). Ernesto Rodrigues – altówka, José
Lencastre – saksofon altowy, Miguel Mira – wiolonczela, Hernâni Faustino –
kontrabas oraz João Lencastre – perkusja. Nagrane w Parede, w klubie SMUP, 14
października 2021 roku. Trzy improwizacje, 51:32.
Felipe Zenícola, José Lencastre & João Valinho Magma (FMR Records, 2022). José
Lencastre – saksofon tenorowy i altowy, Felipe Zenícola – bas elektryczny oraz
João Valinho – Drums. Nagrane w Lizbonie, Namouche
Studios, 23 grudnia 2019 roku. Pięć improwizacji, 30:52.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz