Polska pianistka Marta Warelis nie wymaga na tych łamach jakichkolwiek introdukcji, zatem bez zbędnych wstępów z radością donosimy, iż zacny nowojorski The Relative Pitch Records wydał kolejne (po solo i trio Omawi) płyty artystki.
Marta, jak doskonale wiemy, na stale wrośnięta jest w pejzaż
sceny amsterdamskiej, zatem zupełnie nie dziwi nas fakt, iż jej obie nowe
produkcje powstały w klubach stolicy Holandii. Także jej partnerzy są stałymi
uczestnikami improwizowanego życia tamtych ziem. Choć jeden z nich jest
Niemcem, drugi Amerykaninem, a trzeci Szkotem. One World is enough for all of us!
Zapraszamy do odczytów i odsłuchów!
Klein/ Rosaly/ Warelis Tendresse
Splendor,
Amsterdam, marzec 2022: Tobias Klein – klarnet basowy i kontrabasowy, Frank
Rosaly – perkusja, instrumenty perkusyjne oraz Marta Warelis – fortepian.
Cztery improwizacje, 63 minuty.
Spotkanie zwinnej, post-jazzowej perkusji Rosaly’ego,
ciężkich odmian klarnetu Kleina i ulotnej, wielowymiarowej pianistyki Warelis
zapowiadało się ekscytująco już po samej lekturze albumowego credits. Rzeczywistość foniczna
przerosła jednak te oczekiwania. Płyta mieni się wszystkimi kolorami jakości,
ma swoje chwile ognia, ma chwile cierpliwej medytacji. Brzmi wspaniale, toczy
się wartko mimo wielu wystudzonych fragmentów, pokazuje kunszt każdego z
artystów, szczególnie Marty, która po raz kolejny udowadnia, iż jest w stanie
zagrać wszystko i dokonuje niemal bezbłędnych wyborów.
Pierwsza odsłona albumu trwa kilkanaście minut i udanie wprowadza
nas w klimat nagrania. Skupiony, zawieszony w próżni kameralistyki początek, to
perkusyjne talerze, minimalistyczne frazy z klawiatury i pociągłe westchnienia
klarnetu. Marta dość szybko wchodzi w tryb inside
piano, Frank syci coraz bardziej linearną opowieść granulatem post-jazzu,
akcje Tobiasa nabierają matowej melodyki. Improwizacja ma tu swój epizod
duetowy barwiony post-klasyką pianistki, a także intrygujący powrót perkusisty,
który zaczyna szukać opcji nierytmicznych. Opowieść w dalszej fazie ciekawie narasta,
by na etapie finalizacji pokazać prawdziwie lwi pazur.
Druga historia trwa niemal dwa kwadranse. Introdukcja
przypada w udziale post-melodyjnemu klarnetowi i szeleszczącym talerzom. Piano wchodzi
do gry dopiero w czwartej minucie. Narracja toczy się w strefie bezpośredniego oddziaływania
ciszy, przybiera postać rozkołysanej medytacji. Po upływie 10 minuty w strumieniu
improwizacji pojawiają się zalążki bardziej energicznego post-jazzu. Moc płynie
szczególnie ze strony klarnecisty, który zdaje się, że teraz właśnie korzysta z
kontrabasowej wersji swojego instrumentarium. Muzycy reagują na siebie nie bez udziału
zacnej metody call and response. Po upływie
17 minuty akcja wystudza się w splot post-perkusyjnych akcji każdego z artystów.
Po krótkim solo perkusji, mamy duet z klarnetem, który nabiera tajemniczej
taneczności. Marta wraca na palcach, tłumiąc zapędy partnerów i generując
definitywnie filigranowe frazy. Zakończenie tej epopei jest lekkie jak puch.
Kolejna opowieść nie trwa nawet dziesięciu minut, zatem w
kontekście całości możemy ja nazwać niemal miniaturą. Muzycy skupiają się tu na
pojedynczych dźwiękach, pięknie brną w preparacje, drżą, oddychają i płyną melodyką
wystudzonego piana. Narracja znów jakby unosiła się w powietrzu, ale jest
mroczna, niepokojąca. Dla podmiany początek czwartej improwizacji bucha życiową
energią. Zalotny klarnet, nerwowy rytm perkusji i całkiem imitacyjna w stosunku
do tej ostatniej aktywność inside piano.
Opowieść gęstnieje w mgnieniu oka i staje się bodaj najbardziej dynamicznym fragmentem
albumu. Na spowolnieniu improwizacja nabiera głębi – wszystkie frazy płyną
nisko, niczym chmury burzowe, ale podskórny rytm wcale nie umiera. Na
zakończenie nagranie przybiera postać niemal rytualnego wystudzenia. Głębokie,
dęte oddechy, filigranowe post-percussions,
rezonujące talerze i struny fortepianu.
Andy Moor & Marta Warelis Escape
ZAAL100,
Amsterdam, czerwiec 2022: Andy Moor – gitara oraz Marta Warelis – fortepian.
Siedem improwizacji, 43 minuty.
Druga z nowości Relative Pitch z udziałem Mary Warelis, to
duet z rockowym gitarzystą Andy Moorem, który – jak doskonale wiemy – uwielbia
także improwizować. Artyści chętnie bywają tu w bezkresnych obszarach
nasączonych sporymi porcjami zdrowego hałasu, rzadziej tarzają się w odmętach
ciszy, ale jeśli to czynią, efekt jest więcej niż smakowity.
Jakby na przekór opinii z poprzedniego akapitu album rozpoczyna
się nad wyraz spokojnie – na strunach obu instrumentów biją bowiem … dzwony.
Oniryczne, rytualne otwarcie dość szybko nabiera rumieńców. Tango post-rockowej
gitary i fortepianu w formule zarówno inside,
jak i outside wieńczy swój żywot w
pozie wystudzonego rozhuśtania. Druga opowieść zdaje się kontynuować myśl przewodnią
jedynki, ale poczynania artystów nasączone są jeszcze większą energią. Gitara
brzmi basowo i szuka hałasu, piano ucieka w bezkres ekspresji. Trzecia część
przypomina połamany taniec, który rodzi się pomiędzy rozedrganymi strunami gitary,
a szmerami z pudła rezonansowego piana, kończy zaś na rozgrzanej klawiaturze i dygoczących
z emocji strunach gitary.
Czwarta improwizacja śmiało pretenduje do miana tej
najbardziej smakowitej. Początek spokojny, wystudzony, budowany gitarowymi
flażoletami i tajemniczym szmerem inside
piano. Po niedługim czasie na klawiaturze pojawia się nuta nostalgii, na gitarowym
gryfie szczypta rezonansu. Moc drzemiąca w muzykach nie pozwala jednak na akcje
balladowe. Opowieść rozbłyska niczym burzowe pioruny na mrocznym niebie. Gdy emocje
stygną, wszystko tonie w bezkresnym mroku. Kolejna historia trwa ledwie dwie
minuty i jest porcją kompulsywnego, dobrze udramatyzowanego hałasu. Zgrzyty, sprzężenia, drobne eksplozje. Jeśli jakikolwiek
fragment Escape zasługuje na miano
odrobinę spokojniejszego, mniej dynamicznego, to jest nim szósta opowieść. Dużo
tu wszakże dźwięków preparowanych i prób dewastowania strun obu instrumentów. Finałowy
epizod trwa siedem minut i jest niebywale ekspresyjny. Nerwowa dynamika towarzyszy
nam już od samego startu. Na klawiaturze piana nie brakuje melodii, gitara tonie
w kłębach post-rockowych emocji. Koniec jest nagły, definitywnie śmiertelny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz