Pisanie o Nowej Orkiestrze Barry Guya jest dla mnie czystą
przyjemnością przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze – przywołuje wspomnienie
uczestnictwa w dwóch kilkudniowych spotkaniach z Zespołem i
muzykami w Krakowie, odpowiednio w 2010 i 2012 roku, które z pewnością mogę
wskazać, jako najbardziej intensywne i po prawdzie najpiękniejsze
koncertowe spotkania z muzyką improwizowaną. Po drugie - wydane po wyżej
wymienionych spotkaniach wielopaki oficyny Not Two „Mad Dogs” i „Mad Dogs on
The Loose” zawierają doprawdy wyjątkową muzykę, stanowiąc jedne z najważniejszych rejestracji muzyki
free improvisations ostatnich lat, w każdym aspekcie rozpatrywania tego
zagadnienia. I to jest teza, z którą trudno dyskutować, będąc przy zdrowych zmysłach.
Po trzecie w końcu, Barry Guy New Orchestra jest absolutnie
zjawiskową formacją na współczesnej scenie muzycznej (bez dodatkowych przymiotników). Łączy bowiem w sobie dwa
trzyosobowe składy, konsekwentnie stawiające resztę świata free improvisation w
pozycji zdystansowanych rywali - czyli trio
Evan Parker/ Barry Guy/ Paul Lytton i trio Mats Gustafsson/ Barry Guy/ Raymond
Strid (zwane także jako Tarfala Trio). Dodatkowo jest także BGNO naturalną
kontynuatorką wielkiego przedsięwzięcia Barry Guya – London Jazz Composers
Orchestra - która choć formalnie egzystuje, to jednak nie ujawnia nowych wydawnictw płytowych od kilku już lat. W
tym miejscu nieodzowne zdaje się przypomnienie wspaniałego koncertu LJCO na
warszawskim Festiwalu Ad Libitum w 2013r., poprzedzone wyjątkowym występem Barry Guya i Mayi Homburger w duecie, a także dzień wcześniej – tria Parker/ Guy/
Lytton.
Wspomniane wyżej wielopaki z koncertów krakowskich zawierają
nagrania tzw. Small Formations, zatem zespołów „istniejących” wewnątrz
Orkiestry, jak i ad hoc kleconych układów personalnych spośród jej członków. Nie
ma na tych wydawnictwach nagrań koncertów finałowych samej New Orchestra jako całości.
Rejestracje te bowiem Guy zarezerwował jedynie dla okoliczności spotkań
studyjnych, gdy nagranie powstaje w absolutnie komfortowych warunkach
akustycznych.
Amphi/Radio
Rondo – wymiar studyjny
Nowa Orkiestra trzykrotnie skutecznie popełniała rejestracje studyjne. Najpierw było to spotkanie w roku 2000 i płyta „Inscape-Tableaux” (Intakt, 2001),
potem cztery lata
później „Oort-Entropy” (Intakt, 2005), wreszcie ostatnia z nich, zrealizowana w niespełna cztery miesiące
po drugiej wizycie w Krakowie - „Amphi/Radio
Rondo” (Intakt, 2014). Co najistotniejsze, na tej trzeciej znalazły się
kompozycje Barry Guya wykonywane w trakcie koncertu finałowego w Krakowie w
2012r. Zatem śmiało możecie ten ostatni dysk podpiąć pod drugi z wielopaków Not
Two.
Orkiestra, jak widać wyżej, nie spotyka się zbyt często, tym
większa zatem radość, że pierwsza wizyta w Krakowie miał swój doskonały ciąg
dalszy. Co równie istotne, a co stanowi wartość dodatkową rejestracji ze spotkań
krakowskich, to poszerzenie tentetu, jaki funkcjonował na dwóch pierwszych
edycjach BGNO, o dwie ważne postaci – barokową skrzypaczkę Mayę Homburger
(prywatnie żonę Guya) i wspaniałego brytyjskiego saksofonistę Trevora Wattsa.
Na „Amphi/Radio Rondo” nie odnajdujemy wprawdzie Wattsa, jest natomiast
dobitnie obecna pani Homburger. Oto bowiem pierwszą cześć dysku zajmuje
rzeczona kompozycja „Amphi’, która jest próbą – od razu zdradźmy, że wyjątkową
udaną – połączenia dużej improwizującej orkiestry free jazzowej (nie bójmy się
tego określenia) ze skrzypcami barokowymi, sprawnie obsługiwanymi przez Mayę.
Efekt jest doprawdy piorunujący, a sam Guy w stosownym liner notes podziwia zarówno małżonkę, która utrzymała się stylowo w tyglu kipiących dęciaków, jak i
pozostałych członków Orkiestry, którzy w ferworze improwizacji potrafili być
akustycznie wstrzemięźliwi i nie zagłuszyli pięknie brzmiącego instrumentu strunowego. Muzyka jest frapująca i od razu zaznaczam, że niewiele ma
wspólnego z medialnie głoszonym onegdaj „trzecim nurtem” w muzyce (chodziło,
przypominam, o połączenie jazzu z filharmonią).
Drugą z kompozycji zawartych na najnowszym dysku BGNO jest
„Radio Rondo”, oryginalnie napisaną dla London Jazz Composers Orchestra i
wykonaną w 2008r. przy udziale pianistki Irene Schweizer ("Radio Rondo/ Schaffhausen Concert"). Tu cudowne barkowe
smakołyki maczane w swobodnym tańcu wybitnych instrumentalistów, zamieniamy na
pikantne, free jazzowe mięcho, upieczone wokół intensywnie improwizującego
pianisty, w tym wypadku – Agusti Fernandeza. Perełka, udanie kontrapunktująca
nieco nostalgiczne „Amphi”.
Zachęcając do zanurzania się po sam koniuszek nosa w nowej
muzyce BGNO, poniżej proponuję skromne przypomnienie pierwszej edycji wrażeń z
niezwykłych spotkań z Nową Orkiestrą, które opisałem w marcu 2013r., tuż po
ukazaniu się „Mad Dogs” (tekst udostępniony w globalnej sieci na pośrednictwem
portalu jazzarium.pl). O drugiej edycji czytaliście już na tym blogu w poście,
do którego skrót odnajdziecie właśnie w tym miejscu.
Mad
Dogs – spotkanie pierwsze
Niech to zakrawa na mentalny szantaż wymierzony w
rozgorączkowane głowy czytelników, ale już teraz, w połowie marca, donoszę
nieśmiało, iż nakładem zacnego krakowskiego Not Two ukazała się najlepsza płyta
roku 2013.
Jestem bezczelnie przekonany, iż bieżący rok niczym bardziej
istotnym na polu free jazz/improv nas już nie zaskoczy. Oto bowiem, po ponad
dwóch latach oczekiwań, dostajemy do rąk płytową relację z wyjątkowego
wydarzenia, jakie miało miejsce w Krakowie w roku 2010 – pięciu dni obcowania z
New Orchestra Barry Guya. Co niemniej ważne, nagrania te pewna skończona liczba
homosapiens może śmiało porównać z genialną powtórką tegoż wyjątkowego
wydarzenia, jaka miała miejsce w Krakowie w roku 2012 – tym razem czterech dni
koncertowania tejże samej New Orchestra.
Pisząc o „Szalonych Psach” nie sposób do tego drugiego wydarzenia nie
odnosić się.
Wasz skromny, acz bezczelny recenzent uczestniczył w obu tych
eventach (jakkolwiek nie w pełnym wymiarze), zatem istnieje spora nadzieja, iż
jego wynurzenia nosić będą znamiona, jakkolwiek pokrętnej, to jednak
obiektywności.
Idea zebrania w jednym miejscu kilkunastoosobowego dużego
składu freejazzowego i podzielenia go na mniejsze koncertujące podgrupy nie
jest nowa, ani szczególnie odkrywcza (wspomnijmy choćby całkiem przecież
niedawne pierwsze ujawnienie The Resonance Kena Vandermarka). Również w
przypadku New Orchestry takie działania podejmowane były już
wcześniej (zresztą sama idea NO, jak wspomina Barry Guy, to próba konfrontacji
trzech trzyosobowych formacji z udziałem kontrabasisty – Parker/Guy/Lytton,
Guy/Gustafsson/Strid i
Guy/Crispell/Lytton).
Wszakże w odniesieniu do poprzednich ujawnień New Orchestra, zebranie tej grupy muzyków na pełny tydzień roboczy w jednym miejscu, następnie zarejestrowanie nagrań i wydanie w edycji aż 5 krążków jest z pewnością czymś ponadstandardowym. Dodajmy w tym miejscu, iż mimo, że NO istnieje formalnie ponad 12 lat, ma na swym koncie do tej pory zaledwie dwa wydawnictwa płytowe („Inscape – Tableaux”, 2000; „Oort – Entropy”, 2004 – oba w szwajcarskim Intakt Records, w pełnym dziesięcioosobowym składzie).
W ramach obecnego składu BGNO (jakkolwiek zmiany na
przestrzeni wspomnianych wyżej lat funkcjonowania składu były bardziej niż
kosmetyczne!) istnieje – co ważne i
dalece frapujące – kilka formacji absolutnie istotnych dla muzyki free
jazz/improv, składów personalnych mających za sobą jedno lub więcej ujawnień
płytowych. A zatem tria: Parker/Guy/Lytton, Gustafsson/Guy/Strid (Tarfala Trio) i Robertson/Parker/Fernandez, duety:
Fernandez/Guy, Fernandez/Gustafsson, Fernandez/Parker, Parker/Guy, Parker/Lytton
i Gustafsson/Guy, a także kwartet Fernandez/Parker/Guy/Lytton. Dodatkowo
wiele wspólnych nagrań popełnili onegdaj Trevor Watts i Barry Guy, jakkolwiek
prawie zawsze w towarzystwie nieodżałowanego Johna Stevensa. Te historyczne
koincydencje mnożyć by można w nieskończoność, zatem bezspornym jawi się fakt,
iż podzielenie New Orchestra na mniejsze składy, to stworzenie okazji do
obejrzenia w akcji scenicznej niemal całej historii europejskiego free improv,
przynajmniej ostatnich dwóch dekad (jedyny człowiek spoza Europy w tym gronie
to Herb Robertson).
Powyższy, niebywale rozbudowany wstęp mógłby po prawdzie
starczyć za samą recenzję, wszak powodów wyjątkowości nowego wydawnictwa Marka
Winiarskiego mamy tu przywołanych wystarczająco wiele. Niemniej parę
dodatkowych argumentów dla uzasadnienia mojej bezczelnej preambuły postaram się
tu wylistować.
Do Krakowa jesienią roku kończącego pierwszą dekadę XXI
wieku zjechało dwunastu muzyków. Standardowy tentet uzupełniony został na tę
okazję o weterana sceny improwizowanej (i nie tylko) Trevora Wattsa oraz Mayę
Homburger, barokową skrzypaczkę, przy okazji partnerkę życiową Barry Guya. Efektem
fonograficznym spotkania jest pięć dysków, dokumentujących cztery dni zmagań
małych formacji, innymi słowy ponad 4,5 godziny nagrań koncertowych z Alchemii.
Nie wszystko, co się wówczas wydarzyło, Barry Guy pozytywnie zweryfikował w
procesie edytorskim, nie mniej wydaje się, iż nic szczególnie istotnego nam nie
umknęło (pozostaje pytanie, dlaczego nie wydano koncertu finałowego NO, ale w
tym miejscu dylemat ten mniej nas interesuje). Na płytach Not Two mamy zatem cały
dzień pierwszy i trzeci, obszerne fragmenty dnia czwartego i drobny, 30
minutowy ekstrakt dnia drugiego (jeśli w tej wyliczance nie jestem w stu
procentach precyzyjny, to proszę o korektę, bazuję wszakże wyłącznie na ulotnej
pamięci, a szczegółowych notatek nie posiadam).
Na opublikowanych nagraniach słyszymy większość formacji,
które znaliśmy już wcześniej z nagrań płytowych (patrz szósty akapit tego fragmentu
tekstu). Mnie szczególnie do gustu przypadły niemal genialne ujawnienia Matsa
Gustafssona, ewidentnego króla polowania tygodnia alchemicznych zmagań. Myślę tu zarówno o krótkim popisie solowym,
jak i przede wszystkim o duecie z Agusti Fernandezem i frenetycznym wręcz
występie Tarfala Trio (polecam zwłaszcza fragment, gdy free improwizacyjna
kawalkada dźwięków wchodzi na poziom całkowicie zaskakującej harmonii, jakby w
znoju konwulsyjnej galopady trzech jurnych rumaków, nagle rzeczywistość
zdominowana została przez oślepiające blaski wschodzącego słońca).
Nie sposób także nie zatrzymać się na chwilę przy występach tria Parker/ Guy/ Lytton, najpierw dnia pierwszego w ujęciu
klasycznym, zaś w dwa dni później z udziałem Agusti Fernandeza w uroczym
kwartecie. Kto ma wątpliwości, że Ci muzycy w tej konfiguracji stanowią
kwintesencję małego składu free improv, ma kolejną okazję, by się o tym
przekonać. Istotnym elementem pięciopaku z Alchemii jest także rzeczony
pianista, który odpowiada za wspaniałe intro całego przedsięwzięcia na
preparowane piano solo.
W ramach powoływanych ad hoc składów osobowych nie sposób
nie uchylić się w pozie zachwytu nad kwartetem dowodzonym przez perkusistów
Lyttona i Strida, których pięknie kontrapunktowali niskim częstotliwościami
Hans Koch i Per Ake Holmlander. Także każde pojawienie się na scenie
najstarszego w tym gronie Trevora Wattsa godne jest Waszych uszu, szczególnie zaś
te w trio z Guyem i Stridem (niechybnie pamięć moja przywołuje natychmiast niezapomniane nagrania Wattsa i Guya z Johnem
Stevensem, zarówno jako Amalgam, jak i pod trojgiem nazwisk). Zachęcam także do
uronienia paru chwil na wieńczącym cztery dni improwizacyjnych zabaw występie Oktetu
(skład BGNO bez Parkera, Guya, Homburger i Kocha), fascynującym przynajmniej z
dwóch powodów – po pierwsze, do dziś nie wiemy, jakim cudem wszyscy muzycy pomieścili
się na małej scenie Alchemii (w 2012 doszedł do Oktetu Barry Guy i także dali
radę!), po drugie, z racji pięknych, wręcz pastelowych grupowych improwizacji
wybitnych muzyków.
Jeśli nad czymkolwiek miałbym delikatnie utyskiwać w trakcie
bytności w Alchemii w listopadzie 2010 roku (jakkolwiek już nie do końca w
momencie odsłuchu „Mad Dogs”), to mimo wszystko byłaby nią subdoskonała forma fizyczna
Evan Parkera (co skutkowało być może brakiem jego sopranowych pasaży w trakcie
całego tygodnia koncertowego). Cóż, chyba każdy ma prawo do drobnej chwili
słabości, zwłaszcza pod koniec siódmej dekady życia.
Co bowiem dzieje się, gdy rzeczony Evan jest formie pokazały
koncerty z roku 2012. Dokładnie ten sam zestaw muzyków, trochę w innych
konfiguracjach osobowych. W mojej ocenie każdy z muzyków i każdy wydobywany
dźwięk był odrobinę gorętszy, bardziej intensywny niż dwa lata wcześniej. Zatem
Moi Drodzy, po prostu paręnaście tygodni temu dostałem się w wymiar iście
kosmicznych doznań artystycznych.
Ps. Wydawnictwo, jakkolwiek zawiera pięć nośników cyfrowych,
ma format winylowy, przynajmniej w zakresie okładki, przez co, choć piękne,
bywa trochę niepraktyczne w szybkim dostępie do dźwięków. Boję się także o jego
stan techniczny przy setnym odsłuchu. Brakuje mi liner notes by polish, ale pewnie się czepiam
bez specjalnej przyczyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz