Czas i miejsce
zdarzenia: 24 lutego 2017, Namouche Studio, Lizbona.
Ludzie i przedmioty:
Ernesto Rodrigues – altówka, Guilherme Rodrigues – wiolonczela, Bruno Parrinha
– klarnet basowy, Luis Lopes – gitara elektryczna, Vasco Trilla – instrumenty
perkusyjne.
Co gramy: muzyka
swobodnie improwizowana.
Efekt finalny:
pięć części opowieści Lithos, wydane
przez Creative Sources pod takim właśnie tytułem w roku bieżącym. Podmiotem
wykonawczym są personalia muzyków, w kolejności jak wyżej. Łączny czas trwania
nagrania - blisko 57 minut.
Przebieg wydarzeń/
wrażenia subiektywne:
Lithos I. Szmer
strun, klarnet basowy na wdechu, kojący szelest ciszy. Małe dźwięki, filigranowe
ekspozycje, perkusjonalia, które zdają się być jedną wielką struną. Swobodna
improwizacja w estetyce minimalistycznej – kategoria: klasyka gatunku. Trilla
pieści krawędź werbla, wokół smuga wyciszonych dzwonków. Narracja delikatna jak
puch.
Lithos II. Więcej
ruchu powietrza, szumu, fragmentów dźwięków, które można zaliczyć do kategorii sustained, czy trwających. Zaniechanie,
kreatywna nieśpieszność, strach przed gwałtownością, igraszki na progu ciszy.
Klimat grozy i pokaźnej tajemniczości. Struny jęczą z zachwytu, klarnet dmie do
wewnątrz, nie do końca rozpoznawalne atrybuty fonii ze strony percussion – dzwonki, mikro gongi. Gdy dronowe ekspozycje ustają,
do gry wchodzą, raczej wczołgują się strunowce.
Intrygująca akustyka chwili. Skrobanie i szarpanie strun, to etap kolejny.
Zasada – lepiej mniej niż więcej – święci tryumfy. Po 10 minucie, na niedługi
moment, nieco więcej aktywności ze strony każdego z muzyków, ale nie wbrew
obowiązującej konwencji nagrania.
Lithos III.
Drżenie instrumentarium Trilli, może i także jego samego. Szum w tubie, trochę małego prądu z gitary, suche struny.
Kilka nowych dźwięków od Lopesa, skromne pizzicato
na strunach wiolonczeli i altówki. Kilka garści dobrego rezonansu, zapewne wprost spod dłoni Trilli, jako efekt
uboczny pracy na krawędzi werbla, także na jego dnie. Wiolonczela rusza z
niskimi pasażami, altówka wtóruje jej w wysokim paśmie. Perfectly Acoustic!
Lithos IV. Kind
of sustained, delikatnie zmutowane wielodźwięki, rodzące się na wystudzonych
strunach. Klarnet bardziej w konwencji smooth.
To jego fragment, jest aktywny i ciągnie ensemble
za sobą. Cisza i skupienie skwierczą niemal bezdźwięcznie. Ciekawa palcówka na
altówce. Metaliczność Lopesa, także odrobina ekspozycji w stylistyce call & response. Akcje, reakcje,
ciepłe spoiwa ciszy.
Lithos V. Ciąg
dalszy mikrodialogów. Być może przydałoby się więcej zdań współrzędnie
złożonych. Dominacja strunowców,
spokój klarnetu, kamienna powaga perkusjonalii. Ale są, czuć ich zapach. Samych
dźwięków jednak niezbyt wiele. Kilka chwil dobrej fonii z gitary. Tuż potem
zejście na sam próg ciszy i rozpoczynanie narracji do początku. Nowe szmery na
strunach. Uroda pojedynczych dźwięków nie zastąpi jednak wartościowej
dramaturgii. Nagranie zdaje się być zbyt długie. Recenzent wylicza, że to już
piąta płyta Vasco Trilli z instrumentami strunowymi w ciągu ostatnich dwóch
lat. Najdłuższa i najspokojniejsza. Minimalizm wyniesiony na ołtarze bez
alternatywy dla toczących się wydarzeń. Ostatnia prosta – więcej dźwięków,
szczypta bystrych interakcji, może trochę dla uspokojenia sumienia, wszak
lepiej późno i wcale. Tuż potem najbardziej dla tej sesji charakterystyczny
dźwięk - szum białej ciszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz