poniedziałek, 27 sierpnia 2018

E.Rodrigues! G.Rodrigues! Parrinha! Lopes! Vasco Trilla! ‎Lithos! Like a Rolling Stone!


Czas i miejsce zdarzenia: 24 lutego 2017, Namouche Studio, Lizbona.

Ludzie i przedmioty: Ernesto Rodrigues – altówka, Guilherme Rodrigues – wiolonczela, Bruno Parrinha – klarnet basowy, Luis Lopes – gitara elektryczna, Vasco Trilla – instrumenty perkusyjne.

Co gramy: muzyka swobodnie improwizowana.

Efekt finalny: pięć części opowieści Lithos, wydane przez Creative Sources pod takim właśnie tytułem w roku bieżącym. Podmiotem wykonawczym są personalia muzyków, w kolejności jak wyżej. Łączny czas trwania nagrania - blisko 57 minut.




Przebieg wydarzeń/ wrażenia subiektywne:

Lithos I. Szmer strun, klarnet basowy na wdechu, kojący szelest ciszy. Małe dźwięki, filigranowe ekspozycje, perkusjonalia, które zdają się być jedną wielką struną. Swobodna improwizacja w estetyce minimalistycznej – kategoria: klasyka gatunku. Trilla pieści krawędź werbla, wokół smuga wyciszonych dzwonków. Narracja delikatna jak puch.

Lithos II. Więcej ruchu powietrza, szumu, fragmentów dźwięków, które można zaliczyć do kategorii sustained, czy trwających. Zaniechanie, kreatywna nieśpieszność, strach przed gwałtownością, igraszki na progu ciszy. Klimat grozy i pokaźnej tajemniczości. Struny jęczą z zachwytu, klarnet dmie do wewnątrz, nie do końca rozpoznawalne atrybuty fonii ze strony percussion – dzwonki, mikro gongi. Gdy dronowe ekspozycje ustają, do gry wchodzą, raczej wczołgują się strunowce. Intrygująca akustyka chwili. Skrobanie i szarpanie strun, to etap kolejny. Zasada – lepiej mniej niż więcej – święci tryumfy. Po 10 minucie, na niedługi moment, nieco więcej aktywności ze strony każdego z muzyków, ale nie wbrew obowiązującej konwencji nagrania.

Lithos III. Drżenie instrumentarium Trilli, może i także jego samego. Szum w tubie, trochę małego prądu z gitary, suche struny. Kilka nowych dźwięków od Lopesa, skromne pizzicato na strunach wiolonczeli i altówki. Kilka garści dobrego rezonansu, zapewne wprost spod dłoni Trilli, jako efekt uboczny pracy na krawędzi werbla, także na jego dnie. Wiolonczela rusza z niskimi pasażami, altówka wtóruje jej w wysokim paśmie. Perfectly Acoustic!

Lithos IV. Kind of sustained, delikatnie zmutowane wielodźwięki, rodzące się na wystudzonych strunach. Klarnet bardziej w konwencji smooth. To jego fragment, jest aktywny i ciągnie ensemble za sobą. Cisza i skupienie skwierczą niemal bezdźwięcznie. Ciekawa palcówka na altówce. Metaliczność Lopesa, także odrobina ekspozycji w stylistyce call & response. Akcje, reakcje, ciepłe spoiwa ciszy.

Lithos V. Ciąg dalszy mikrodialogów. Być może przydałoby się więcej zdań współrzędnie złożonych. Dominacja strunowców, spokój klarnetu, kamienna powaga perkusjonalii. Ale są, czuć ich zapach. Samych dźwięków jednak niezbyt wiele. Kilka chwil dobrej fonii z gitary. Tuż potem zejście na sam próg ciszy i rozpoczynanie narracji do początku. Nowe szmery na strunach. Uroda pojedynczych dźwięków nie zastąpi jednak wartościowej dramaturgii. Nagranie zdaje się być zbyt długie. Recenzent wylicza, że to już piąta płyta Vasco Trilli z instrumentami strunowymi w ciągu ostatnich dwóch lat. Najdłuższa i najspokojniejsza. Minimalizm wyniesiony na ołtarze bez alternatywy dla toczących się wydarzeń. Ostatnia prosta – więcej dźwięków, szczypta bystrych interakcji, może trochę dla uspokojenia sumienia, wszak lepiej późno i wcale. Tuż potem najbardziej dla tej sesji charakterystyczny dźwięk - szum białej ciszy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz