niedziela, 18 sierpnia 2019

Vasco Trilla! We're starting the second decade! An Interview!


Wywiad przeprowadzony na potrzeby jazzarium.pl i tamże pierwotnie opublikowany


Vasco Trilla, znakomity kataloński perkusista, improwizator, człowiek, który wyniósł perkusjonalia na szczyt rankingu najbardziej kreatywnych instrumentów swobodnej improwizacji, wydał właśnie w Polsce swoją ... dziesiątą i jedenastą płytę! To świetna okoliczność, by sam muzyk wszystkie je przypominał, opowiedział o swoich silnych związkach z Polską, naszymi muzykami i wydawcami.

Ale nie o ilość tu wszakże idzie, a o jakość. Każda z tych płyt tak bardzo różni się od siebie, iż śmiało (korzystając z udostępnionych linków do bandcampa), każdy ułożyć sobie może własną, niezwykle oryginalną playlistę nagrań Vasco Trilli na drugą część lata, a może także całą jesień.

Z muzykiem rozmawiałem drogą elektroniczną w czerwcu i lipcu br.




Witaj Vasco. Nie wiem, czy wiesz, ale właśnie ukazała się Twoja dziesiąta płyta wydana w Polsce! Chciałbym porozmawiać z Tobą o nich wszystkich. Ale zacznijmy może od tego, jak Polska - oddalona od Barcelony i Lizbony o tysiące kilometrów - pojawiła się w Twoim życiu, zarówno muzycznym, jak i ... co dla niektórych nie jest tajemnicą, także w życiu prywatnym. Opowiedz nam o tym.

Dzień dobry!! Kurcze, nawet tego nie wiedziałem!!! Dziesięć płyt, to całkiem sporo, czuję się bardzo wdzięczny polskim wydawnictwom za wiarę w moją muzykę i silne jej wspieranie.

Moje związki z Polską są w sumie całkiem głębokie, ponieważ grałem tam wiele razy i mam tam wielu przyjaciół, zarówno muzyków, jak i spoza tego grona. Jako muzyk współpracowałem i nagrywałem, jeśli mogę wymienić – z Mikołajem Trzaską, Rafałem Mazurem, Michałem Dymnym, Arturem Majewskim, Jackiem Mazurkiewiczem, Piotrem Mełechem, Pauliną Owczarek, Tomkiem Gadeckim, Witoldem Oleszakiem i wieloma innymi.

Myślę, że Polska ma niesamowitą i bardzo silną tożsamość kulturową. Kiedy studiowałem historię sztuki na uniwersytecie, bardzo mnie zainteresowało polskie i rosyjskie kino, także muzyka. Filmy Wojciecha Jerzego Haasa, Andrzeja Wajdy, Andrzeja Munka, Jerzego Kawalerowicza, Krzysztofa Kieślowskiego i wielu innych miały bardzo silny wpływ na moją estetykę, także muzyka kompozytorów, takich jak wczesny Penderecki i Lutosławski. W literaturze - Gombrowicz, Witkacy (szczególnie „Nienasycenie”), Bruno Schulz należą do moich ulubionych pisarzy wszechczasów.
Śledzę też na bieżąco ekstremalną scenę metalową w Polsce, absolutnie genialną, z zespołami takimi, jak Decapitated, Mgła, Kriegsmachine i wiele innych.

Miałem szczęście występować w całym kraju, odwiedzając zarówno dobrze, jak i mniej znane miasta. Jeśli więc dobrze pamiętam, grałem w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie, Lublinie, Katowicach, Kazimierzu Dolnym, Kaliszu, Poznaniu, Gdańsku, Sopocie, Gorzowie Wielkopolskim, Bydgoszczy, Łodzi i Zielonej Górze.

Jestem za to bardzo wdzięczny i mam nadzieję, że znów przyjadę tu jesienią, mam pewne plany, których nie mogę na razie zdradzić ... ale chyba odwiedzę Was jeszcze w tym, 2019 roku !!!!!!
Niebawem pojawią się dwa nowe nagrania, które są wydawane właśnie teraz lub jeszcze tego lata w Polsce. Nobject „X-Rayed” (Martin Kuchen, Rafal Mazur), podwójny album ukazuje się właśnie w trakcie tworzenia tego wywiadu (Fundacja Słuchaj!). A także kolejny - „Dog / Hum / Brain” (Jacek Mazurkiewicz, Piotr Mełech) - potrójny album, który ukaże się w Multikulti w najbliższej przyszłości.

Również moja ukochana Spontaneous Music Tribune Series wyda dwa ekscytujące nowe tria - Hung Mung i TNT - pod koniec 2019 roku.

Ową dziesiątą płytą jest "Sumpflegende", nagranie poczynione przez trio Phicus z gościnnym udziałem szwedzkiego saksofonisty Martina Küchena. To trio to chyba ważny element twoich muzycznych aktywności, mam rację? Przybliż nam tę grupę i ideę jej powstania.

Tak, Phicus jest obecnie jednym z moich głównych projektów. To projekt, w którym naprawdę chcieliśmy pracować jako grupa, w sposób bliższy zespołowi rockowemu niż triu free jazzowemu, z próbami nagraniowymi, które odbywają się co tydzień i dużą ilością pracy poświęconej poszukiwaniu własnego głosu jako trio. Główna idea tego trio pochodzi od Ferrana Fagesa. Prawdopodobnie była to reakcja na to, co działo się na scenie Barcelony w tamtym momencie, gdy nie można było znaleźć żadnych stabilnych grup, innych niż Duot. Czuliśmy więc potrzebę rozwoju naszej wspólnej sprawy w dłuższej perspektywie, mając w sobie dużo determinacji.


„Sumpflegende” to trzeci album Phicusa, pierwszy to „Plom”, wydany przez Multikulti -Spontaneous Music Tribune, a drugi to współpraca z rosyjską saksofonistą (z elektroniką) Ilią Belorukovem, płyta wydana w Rosji przez Intonema.

Na potrzeby tego albumu chcieliśmy współpracować ze szwedzkim saksofonistą Martinem Kuchenem, z którym Ferran i ja współpracowaliśmy już w przeszłości. Postanowiliśmy zaprosić go na kilka koncertów do Hiszpanii, a nagrywaliśmy w tym samym studio, w którym powstał „Plom”. To współpraca, która ma plany na najbliższą przyszłość, więc miejmy nadzieję, że w przyszłym roku będziemy mogli koncertować i nagrywać!


Niedawno mieliśmy zarezerwowane na dwa dni studio, aby nagrać nasz drugi album jako trio i mogę powiedzieć, że jesteśmy bardzo podekscytowani materiałem, który mamy, więc bądźcie gotowi na następny rozdział!!!

Wróćmy zatem do początku twoich muzycznych przygód związanych z Polską. To była płyta "Tidal Heating" z Michałem Dymnym i Rafałem Mazurem, a jeszcze wcześniej duet z Michałem, ale wydany w renomowanej brytyjskiej FMR Records ("Cave Canem"). Dymny to twój ważny partner. Opowiedz o tamtych nagrań, ale także o tych nowych, których dokonaliście na początki kwietnia tego roku.

Z Dymnym znamy się już od jakiegoś czasu, graliśmy wiele razy, z różnymi muzykami, zarówno w Polsce, jak i w Barcelonie. Jest wspaniałym muzykiem i od początku nawiązaliśmy bardzo ścisłe relacje. Nagraliśmy płytę „Cave Canem” dla FMR, także trio, o którym wspomniałeś, z Rafałem Mazurem dla Not Two i trio z Tomem Chantem dla Discordian Records. Podczas mojej ostatniej wizyty w Krakowie graliśmy w trio razem z Luisem Vicente, z którym koncertowałem także jako duet, a przedtem nagrywaliśmy duet z Michałem, który uważam za bardzo interesujący. Wspólnie dążymy do doskonałości w muzyce, więc mam nadzieję, że wkrótce zostanie on wydany.


Potem na Twojej drodze artystycznej pojawił się Mikołaj Trzaska. Przyjechał do Barcelony w kwietniu 2016 roku. To chyba było Wasze pierwsze spotkanie?

Nie, z Mikołajem spotkaliśmy się rok wcześniej na festiwalu Musica Privata w Łodzi. Grałem w duecie z Yedo Gibsonem, a Mikołaj robił tam warsztaty, no i w końcu zagraliśmy tam razem jako zespół. Wtedy wpadłem na pomysł, żeby coś z nim zrobić i przy pomocy Macieja Lewensteina zorganizowaliśmy występy, zarówno na festiwalu jazzowym w Vic, jak i klubie Jamboree w Barcelonie, gdzie nagraliśmy album, który później został wydany przez Macieja Karłowskiego w jego Fundacji Słuchaj! („Catapulta de pols d'estrelles”). Potem zagraliśmy też kilka koncertów w Polsce i mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości zagramy ich trochę więcej!


Nim przejdziemy do omówienia tego, co wydarzyło się edytorsko w Twoim polskim życiu muzycznym na przestrzeni ostatnich dwu i pół roku, winniśmy wyjaśnić jeszcze nazwę Tatvamasi.

Skontaktowałem się z Tatvamasi przez mojego przyjaciela Steve'a Feigenbauma z Cuneiform Records, który wydał jeden z ich albumów (pierwszy – przyp. autora). Napisałem do Grzegorza Lesiaka i od tej pory rozpoczęliśmy bardzo fajną współpracę. Zorganizował koncert dla mnie i Yedo Gibsona, kiedy koncertowaliśmy w Polsce. Skończyło się graniem wspólnego setu z zespołem, który później stał się oficjalnym albumem Tatvamasi. Myślę, że są bardzo interesującym zespołem z wyjątkowymi pomysłami, a przede wszystkim - świetnymi ludźmi. Moja ostatnia u nich wizyta z Luisem Vicente była niesamowicie miła, przesiadywaliśmy wspólnie i próbowaliśmy wszystkich domowych przysmaków i bimbrów! Nie mogę się doczekać, kiedy znów będę w Lublinie!!!


Dokładnie 18 marca 2016 roku zarejestrowałeś z przyjaciółmi z Barcelony niesamowitą sesję nagraniową. Powstał kwartet, który za nazwę przyjął jedną z rosyjskich rzek. Dokładnie rok później, w barcelońskim Klubie Magia Roja odbyła się premiera płyty.

Völga, to projekt stworzony przez Fernando Carrasco, który miał klarowny pomysł na to, by grać improwizowaną muzykę dronową. Zagraliśmy koncert w Magia Roja i od tego momentu postanowiliśmy traktować zespół jako projekt i nagrać nasz pierwszy album. To był dla nas wyjątkowy album, który także rozpoczął serię Spontaneous Music Tribune, więc jesteśmy z niego naprawdę dumni. Oficjalna prezentacja płyty odbyła się oczywiście w Magia Roja, rok po nagraniu. Völga jest teraz zawieszonym przedsięwzięciem, ale Alex (Reviriego – przyp. autora) i Fernando robią fajny projekt o nazwie L’ocell.


Być może wiemy to tylko my dwaj, ale pierwszą płytą w serii Trybuny Muzyki Spontanicznej miał być Twój duet z Yedo Gibsonem, który ostatecznie ukazał się kilka miesięcy później jako "Antenna". Gibson, temat rzeka, niebywały muzyk i wspaniały człowiek. Opowiedz o nim, o Waszej przyjaźni i muzyce.

Tak, to prawda, „Antenna” miała być pierwsza, ale trochę się spóźniliśmy z miksowaniem i masteringiem, a ostatecznie wydaliśmy ją kilka miesięcy później, jak powiedziałeś.
„Antenna” to drugi album tego duetu, pierwszy wydany został w Belgii, w wytwórni El Negocito. Został nagrany w studiu Scratch Built w tych samych dniach, w których nagraliśmy album „Chain” (NoBusiness Records) - trio z Hernani Faustino.


Z Yedo spotkaliśmy się 5 lat temu w Barcelonie i od tego czasu staliśmy się naprawdę dobrymi przyjaciółmi i wspólnie wykonaliśmy wiele projektów muzycznych. Kiedy mieszkał w Holandii, byliśmy częścią zespołu Boi Akih, z którym koncertowaliśmy w Brazylii, Chinach i Europie.
Niebawem będziemy mieli więcej albumów - Fish Wool, trio z Susaną Santos Silva, które zostało nagrane w Coimbrze i wkrótce zostanie wydane przez JACC. Także drugi album Chain jest w trakcie miksowania.




Myślę, że odkąd się poznaliśmy, prawdopodobnie zagraliśmy razem z Yedo ponad 100 koncertów. Ostatni z Fish Wool w Cerkno Jazz Festival w Słowenii, w maju tego roku. Przyszłość przyniesie nam jeszcze więcej wspólnych przedsięwzięć!!!

Po tych wszystkich latach jesteśmy jak bracia i czujemy to szczególnie, gdy gramy w duecie, gdzie pod względem muzycznym zbudowaliśmy bardzo silne relacje! Możecie więc spodziewać się jeszcze więcej muzyki Yedo Gibson & Vasco Trilla w następnym sezonie!!! Z niecierpliwością czekamy na to!!!!!!

Razem nagraliśmy także album L3 z Luisem Vicente ....


… Tak, oczywiście, nie zapominamy o trio L3. To być może jedna z bardziej bezkompromisowych płyt w twojej dyskografii, a już na pewno w Spontanicznej serii.

L3, to pomysł Yedo Gibsona, by grać muzykę teksturalną i awangardową, z naciskiem na poziom głośności. Poszliśmy zatem do pięknego Namouche Studios w Lizbonie i nagraliśmy sesję, która ukazała się na albumie serii Spontaneous Music Tribune. Myślę, że to naprawdę wyjątkowy album, jeśli chodzi o instrumentację i muzykę, którą nagrywaliśmy ... bardzo bezkompromisowy, jak mówisz, mam nadzieję, że uda nam się zrobić drugą część w kolejnych miesiącach.




Przy okazji L3 wspomnieliśmy Luisa Vicente. Wasza tegoroczna duetowa płyta ma doskonałe recenzje, choćby na Free Jazz Blog. To przy okazji chyba pierwsza płyta muzyka z Barcelony wydana przez ... portugalski Clean Feed. Zabawna sytuacja.

Po graniu z Luisem w różnych projektach, zdecydowaliśmy się zagrać kilka koncertów jako duet w Barcelonie i to całkiem nieźle zadziałało. Zrobiliśmy więc nagranie, tutaj w Barcelonie z wielkim Ralphem Lopinsky. Następnie wysłaliśmy je do Marcelo Dos Reisa, aby zrobił miks i mastering albumu. Wiosną zagraliśmy razem sporo koncertów w Hiszpanii, Portugalii, Francji i Polsce. Album został bardzo dobrze przyjęty przez krytyków, a koncerty okazały się całkiem udane. 12 września odbędzie się prezentacja albumu „A Brigher Side of Darkness” w Lizbonie, w klubie Sabotage.
Myślę, że masz rację, że ja jestem pierwszym Barcelończykiem, który nagrał płytę dla Clean Feed i naprawdę mam nadzieję, że nie będę tym ostatnim!

Wróćmy do płyt wydanych w Polsce. Nobject to nowe trio, ale starzy znajomi - Martin Kuchen i Rafał Mazur. Jak powstał ten skład? Czy planujecie go kontynuować? Pierwsza płyta „X-Rayed” wróży bardzo dobrze tej konfiguracji personalnej. Dwa koncerty na dwóch krążkach, choć jeden ... bez publiczności.

Uwielbiam to trio !! Graliśmy razem w różnych konstelacjach, jako Phicus koncertowaliśmy i nagrywaliśmy z Martinem, a mniej więcej w tym samym czasie Martin i Rafał wydali album „Baza” jako duet. Więc pomysł, by grać jako trio był dość naturalny. Już w momencie, gdy zagraliśmy po raz pierwszy, poczuliśmy, że chcemy mieć stały zespół. Zrobiliśmy dwie trasy po Polsce, gdzie rozwinęliśmy nasze brzmienie jako trio, a następnie, dzięki Pawłowi Sokołowskiemu z łódzkiego festiwalu Musica Privata, udało nam się nagrać dwie sesje, jedno nagranie na żywo i sesję studyjną, obie w tym samym miejscu zwanym Art Inkubator. Album został nagrany, zmiksowany i zmasterowany przez Rafała Drewnianego.


Naszym zamysłem jest oczywiście kontynuować to trio, już teraz próbujemy zarezerwować kilka koncertów na jesień i wiosnę 2020 roku!!

W tym roku narodziła się nowa, koncertowa seria Trybuny Muzyki Spontanicznej "Spontaneous Live Series". Na pierwszym wydawnictwie oczywiście Trilla! A na nim dwa różne sety Witka Oleszaka, pierwszy z Luisem Vicente, drugi z Tobą, oba z ubiegłorocznego, majowego Festiwali Muzyki Spontanicznej. Opowiedz o Twojej wspólnej muzyce z Witkiem.

Witek to fantastyczny muzyk! Bardzo osobisty, granie z nim jest dla mnie niezwykle łatwe. Za każdym razem, gdy z nim grałem, to był rodzaj magii, za każdym razem byłem wyrzucany poza schemat i odkryłem nowe rzeczy.


Mam nadzieję, że będę mógł więcej razy grać i nagrywać z mistrzem Witkiem! Jego koncert z Rogerem Turnerem na drugim Spontaneous Music Festival, w listopadzie ubiegłego roku, był naprawdę imponujący! Chcę więcej Witka w moim życiu!!!

W naszej rozmowie nie może nie paść nazwa Low Vertigo. Jak doszło do tego szalonego projektu, ekstremalnie mocnej muzyki, ale przez to jeszcze bardziej fascynującej? No i debiutancki koncert (przy okazji promujący płytę) oczywiście w Polsce, w Dragonie.

Low Vertigo pojawił się, ponieważ wszyscy trzej jesteśmy bardzo zainteresowani muzyką metalową i dzielimy wspólną pasję do muzyki powolnej, zniekształconej („slow distorted music”). Więc chcieliśmy zagrać improwizowany album doom-metal-jazzowy.


Gonçalo Almeida ma wspaniałe, zniekształcone brzmienie na basie elektrycznym, w zasadzie to on jest rdzeniem tego trio, jego potężny dźwięk i pomysły.

Z Diego rozmawialiśmy już jakiś czas o stworzeniu albumu doom-jazzowego, próbowaliśmy z El Pricto i Iloną Schneider, ale nie udało nam się niczego nagrać i stworzyć zespołu na stałe. Rozmawiając z Goncalo zdaliśmy sobie sprawę, że wiele rzeczy działa na nas w podobny sposób, dlatego postanowiliśmy zrobić kilka koncertów w Barcelonie. Zrobiliśmy koncert w duecie na bazie tego samego pomysłu, co Low Vertigo - GOVA.

Zorganizowaliśmy sesję nagraniową na następny dzień po koncercie duetu i tak narodziło się Low Vertigo. Mam nadzieję, że uda nam się przekształcić ten projekt w stały zespół i nagrać nowy album !!




Vasco, ostatnie pytanie, a właściwie dwie nazwy do wyjaśnienia - TNT i Hung Mung. Co to za stwory?

TNT jest akronimem od nazwisk - Tejero, Nastesjo i Trilla. Trio składa się z Ricardo Tejero, wspaniałego saksofonisty z Madrytu, który kiedyś mieszkał w Londynie, także Johannesa Nastesjo, szwedzkiego kontrabasisty, mieszkającego w Malmo.

Hung Mung to trio z pewną historią. El Pricto, Diego Caicedo i ja, znamy się od dawna i graliśmy razem setki razy, zarówno rzeczy improwizowane, jak i skomponowane materiały. I wreszcie nastąpił ten pierwszy raz, kiedy zdecydowaliśmy się nagrać coś w tym trio, więc nie trzeba dodawać, że jest to dla nas specjalny album!
Oba zespoły mają ze sobą coś wspólnego – ich debiutanckie albumy ukażą wkrótce w serii Spontaneous Music Tribune.

W uzupełnieniu tego niebywałego katalogu nagrań Vasco w Polsce, na koniec naszej rozmowy dodam, iż w ramach "Spontaneous Live Series" w październiku, na trzeciej edycji Festiwalu Muzyki Spontanicznej w Poznaniu, premierę będzie miała płyta, na której znajdziemy dwa wspólne sety Trilli z brytyjskim saksofonistą Colinem Websterem (ten drugi także z udziałem Michała Dymnego na gitarze), zarejestrowane w klubie Dragon w listopadzie ubiegłego roku. Także wtedy ukazać się winna duetowa płyta z polskim gitarzystą Pawłem Doskoczem.

Dziękuje za rozmowę Vasco!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz