Frank Gratkowski, niemiecki saksofonista, klarnecista oraz
flecista, wyśmienity improwizator i wytrawny kompozytor, nie trafia zbyt często
na łamy Trybuny, albowiem jak
sprawdzono w jej zatęchłych archiwach, ostatnia o nim wzmianka miała miejsce …
prawie cztery lata temu. Nikt nie wie dokładnie, dlaczego tak się dzieje. Być może
sprawia to fakt, iż poprzednia opowieść o Franku miała charakter features, a zatem w dużej mierze
opowiadała (w skrócie) o całokształcie jego dorobku artystycznego (link dla
zapominalskich na końcu tekstu). Z drugiej jednak strony muzyk nie produkuje
nadmiernej ilości płyt, jego każda edytorska decyzja bywa zapewne poprzedzana
wnikliwą analizą zawartości muzycznej potencjalnych nagrań, być może wynika to także
z nadmiernego autokrytycyzmu artysty.
Dość jednak tych dysput, albowiem od poprzedniej wizyty na
tych łamach muzyk wydał jednak kilka ciekawych płyt. W ramach zatem
przypomnienia, tudzież wskazania pracy domowej do odrobienia, na końcu
dzisiejszej opowieści, przypomnimy kilka z nich. Teraz natomiast z radością
przeniesiemy się do słynnego loftu w niemieckiej Kolonii, by posłuchać nagrań
pewnego tria, które jest przy okazji najnowszym dziełem Gratkowskiego, gdyż ukazało się kilka tygodni temu.
Płyta zwie się Dance
Hall Stories, wydał ją stały wydawca nagrań Niemca, angielski Leo Records
(CD, 2020). Grającemu na saksofonie altowym, klarnecie basowym i flecie
Frankowi Gratkowskiemu towarzyszy jego brother
in soul, pianista Simon Nabatov oraz w połowie utworów, także perkusista Dominik
Mahnig. Nagranie składa się z ośmiu utworów (all music by the musicians, swobodne improwizacje, z których część
z pewnością poprzedzona była pewnymi scenariuszowi ustaleniami). Całość, zarejestrowana
w klubie Loft w kwietniu 2017 roku, trwa około 48 minut.
Przygodę z Opowieściami
Tanecznymi zaczyna wyważony, niemal klasycznie brzmiącym duet altu i
fortepianu. Gracja i cierpliwość, zaduma i plastry ciszy - budowanie narracji toczy
się powoli, acz bardzo konsekwentnie. Po pewnym czasie muzycy – znają się jak łyse
konie! – step by step zbierają siły
do bardziej energetycznych przebieżek. Flow
zyskuje na tempie po 6 minucie – para przyjaciół robi śmiały krok w
kierunku free jazzowej ekspresji i pozostaje jej wierna aż po ostatni dźwięk
ponad 10-minutowej pieśni otwarcia.
Roztańczony, zadziorny alt, masywne, na poły rytmiczne piano. Druga opowieść od
startu stawia na dynamikę, ale także pewną lekkość piana i zadęć
instrumentu, którego brzmienie pozornie wskazywałyby na saksofon altowy, po
pełnym okrążeniu okazuje się jednak, iż mamy do czynienia z dźwiękami wysoko zestrojonego
klarnetu basowego! Po fazie dynamicznej, muzycy osiągają fazę skromnych preparacji
i pełni dramaturgicznej zadumy kończą opowieść.
Do trzeciego utworu muzycy przystępują już w trio.
Kolektywna, zadziorna, free jazzowa ekspozycja od pierwszej sekundy. Są
momenty, gdy piano pachnie bluesem, alt zaś zdaje się być bardziej wyzwolony
gatunkowo. Dobry, aktywny drumming
podkreśla jakość improwizacji. Muzycy z czasem jakby zyskiwali na swobodzie
wypowiedzi, ale flow w pełni
kontrolowany sposób wyhamowuje. Na finał jednak znów osiąga stan galopu.
Czwarta opowieść, to powrót do duetu. Frank sięga po raz pierwszy i ostatni po
flet. Simon bystrze puentuje na klawiszach, a krótka, zwarta opowieść pięknie
podprowadza nas pod najciekawszy fragment płyty. A oto i on: znów trio, które tym
razem jednak zaczyna swoją opowieść niemal w ciszy. Rezonans talerzy, drobne
preparacje piana i manipulacje dyszami. Wszystko zdaje się tu mruczeć i szeleścić.
Po chwili piano zaczyna bębnić niczym zegar z kukułką! Początkowo nieco
abstrakcyjna narracja pięknie łapie swobodny dryl improwizacji. Opowieść skrzy się
dobrymi interakcjami, emocje rosną, a swoje opus
magnum na krążku rozpoczyna Gratkowski. Jego instrument zaczyna charczeć i skrzeczeć.
Znów recenzent ma wrażenie, jakby coś, co brzmi jak alt, zaczyna przypominać wysoki
lot klarnetu basowego. Świetna ekspozycja dęciaka
wspaniale obudowywana jest grą pianisty i perkusisty. Brawo!
Szósta opowieść, to ostatni już tego dnia duet. Delikatny,
wręcz ambientowy, z pogłosem i wspaniałą akustyką. Frank dmucha w alt, który prawdopodobnie
rezonuje z pudłem fortepianu. Piękne, na poły dronowe slow motion trwa tu do ostatniego dźwięku. Siódma opowieść i znów kolektywizm
tria – mocny drumming, klarnet basowy
i czarne klawisze piana. Emocje rosną z każdą sekundą! Dęciak rży jak koń, partnerzy w skupieniu szukają wewnętrznej dynamiki.
Znajdują ją bez większych problemów i całe trio tanecznym krokiem pędzi po
swoje. Nabatov znajduje jeszcze chwilę na garść fortepianowych preparacji. Czas
na finałową, ósmą opowieść. Wbrew schematom, jest ona pełna dynamiki i pod
koniec niemal rockowych emocji. Saksofon altowy proponuje formułę open jazzu. Bystry drumming wchodzi w to, jak w masło. Po pewnym czasie narracja
gęstnieje, nabiera kolorytu i eksploduje zmysłowym free jazzem. Oto muzycy,
którzy są w stanie zrobić na scenie wszystko, tu stawiają mistrzowskie stemple
i gotują się z emocji, które gaszą w perfekcyjny sposób. Bravo once again!
*****
Jak już wspomnieliśmy na wstępie, w drugiej połowie lat 10. bieżącego
stulecia Frank Gratkowski opublikował kilka wartościowych wydawnictw. Jeśli
wciąż uwielbiacie kąpać się w prawdziwych emocjach free jazzu, polecamy
koncert, jak odbył się w roku 2014, w ramach obchodów jubileuszu jego wydawcy -
Leo Records 35th Anniversary Moscow. Na
płycie CD o takim właśnie tytule, wraz z Gratkowskim grali: Simon Nabatov
(fortepian), Aleksey Kruglov (saksofon altowy) i Oleg Yudanov (perkusja).
Po trzech kwadransach muzycznej petardy, zapewne bardzo
chętnie odpoczniecie przy bardziej stonowanej muzyce – niech to będzie duet
Franka z włoskim puzonistą Sebi Tramontaną. Fragmenty dwóch koncertów (z lat
2015-16) na znanym słoweńskim festiwalu nazwano Live At Španski Borci (Leo Records, CD 2016). Kolejny duet Niemca z
Simonem Nabatovem (koncert z kolońskiego Loftu z roku 2015) wydano na płycie Mirthful Myths (Leo Records, CD 2017).
To nagranie stanowić winno doskonałe uzupełnienie płyty, której dziś
poświeciliśmy najwięcej miejsca.
W roku ubiegłym Frank Gratkowski pojawił się także gościnnie
na płycie skandynawskiego tria Kiap. Płytę Drift
dostarcza Hevhetia (CD, 2019), a zawiera ona nagranie poczynione w Akademii
Muzycznej w Oslo. Tu muzyczne warunki na ogół dyktują młodzi muzycy, pełni
post-rockowego temperamentu, ale dobra robota Franka ciekawie kontrapunktuje
ich chwilami dość szalone pomysły.
Link:
https://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2016/06/frank-gratkowski-incydent.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz