Współpraca gitarzysty Grzegorza Lesiaka i trębacza Piotra Damasiewicza zacieśnia się! Intrygująco łączy, z jednej strony wieloletnie doświadczenie improwizującego gitarzysty rockowego w ramach wyjątkowo oryginalnej formacji Tatvamasi, z drugiej jazzowe portfolio trębacza, którego zwykliśmy kojarzyć z wieloma odmianami zacnego gatunku z synkopą w herbie rodowym.
Lesiak i Damasiewicz zaprezentowali w ostatnich miesiącach dwa
wspólne nagrania, które scalają nie tylko ich drogi artystyczne, ale także …
naszych ulubionych muzyków z Barcelony! Postawili na improwizację, którą być
może delikatnie predefiniowali, ale na ogół rzucali się w wir swobodnych zabaw
dźwiękowych. Obie zatem plyty świetnie się uzupełniają, choć są od siebie nieco
różne. Ich dość wnikliwą analizę uzupełnimy ostatnim nagraniem rzeczonej
formacji Tatvamasi, która także postawiła na improwizację. A kto w roli jednego
z gości kwartetu? Oczywiście Piotr Damasiewicz! Zapraszamy na trzy krwiste
podróże, każda z dużą dawką zdrowych, improwizowanych emocji.
On the Way
Na dobry początek spotkanie z czerwca ubiegłego roku, z
Lublina. Wówczas do pary naszych dzisiejszych bohaterów dołączyła najlepsza
sekcja rytmiczna wschodniej części Półwyspu Iberyjskiego, czyli kontrabasista
Alex Reviriego i perkusista Vasco Trilla. Koncert nagrany został na jednym
oddechu, ale na potrzeby płyty podzielonym na cztery części. Ta ostatnia trwa
niemal 25 minut i wykonana została w zasadzie w trio, albowiem nie słyszymy trąbki,
ani harmonium Piotra. Być może używa on w tej części koncertu, opisanych w
albumowym credits, instrumentów perkusyjnych.
Muzycy na starcie koncertu wykonują dość powolne ruchy, ale
nie przeszkadza im to budować masywnego, kwartetowego strumienia dźwiękowego.
Bazą jest tu groźnie brzmiący kontrabas, który choć preparuje, nie przestaje
kreować linearnej narracji. Trębacz także szuka ciekawych dźwięków (dodatkowo
recytuje), a gitara płynie szmerem, który dobrze komponuje się z talerzowymi ekspozycjami
drummera. Narracja nabiera rumieńców dynamiką
perkusji i ostrym, czystym frazowaniem trąbki, kreując urokliwy spiritual free jazz w tendencji
wzrostowej. W drugą część koncertu wchodzimy przy dźwiękach harmonium i
ambiencie gitary. Potem pojawia się kontrabasowy smyczek i gamelanowe brzmienia
perkusjonalii. Ów intrygujący folk free chamber
nabiera niespodziewanie mrocznej poświaty. Jest wokaliza trębacza i fermentacja
gitary. Wszystko z czasem lepi się w hałaśliwy dron, pięknie uzupełniany armią przedmiotów
drżących na werblu.
Dramaturgiczne spowolnienie jest tu okazją do zmiany numeru
traku na dysku i zmysłowej inwokacji kontrabasu w trybie pizzicato. Z jednej strony ambient gitary, z drugiej preparowane
frazy trąbki niosą nas niespodziewanie do małej świątyni post-jazzu. Kwartet rośnie
tu w siłę w pełni kolektywnie, a dodatkowe emocje gwarantuje rozhisteryzowany
smyczek. Trąbka stawia na free jazz, gitara na psychodelicznego rocka! Ognisty strumień
zamienia się tu ostatecznie w masywny dron. Po tym wydarzeniu spotyka nas
chwila ciszy i dość niemrawa ekspozycja otwarcia części czwartej. Szmery i gitarowy
ambient, trzeszczenie na werblu, post-jazzowe plamy. Opowieść nabiera mocy z każdą
chwilą, aż uformuje się w szyk bojowy godny miana power trio (z milcząca trąbką, dodajmy). Nim jednak do tego dojdzie
artyści serwują nam wielki bukiet preparowanych wspaniałości. Ów zapowiadany peak ekspresji następuje w okolicach 15
minuty, po nim zaś chwila w konwencji drum’n’bass
i powrót gitary zagubionej w post-bluesowych pląsach. Na wytłumieniu znów
dostajemy garść pięknych, preparowanych fraz kontrabasowego smyczka i gitarowych
westchnień. Finał koncertu dostarcza nam mnóstwo tajemniczych, wyjątkowo
urokliwych dźwięków. Smyczek, gitarowe przetworniki i słynne, drżące robaczki perkusjonalisty.
Skawa
Następne spotkanie Grzegorza i Piotra (a także Alexa i
Vasco!) ma miejsce w Suchej Beskidzkiej, w październiku ubiegłego roku. Na
scenie zatem czwórka muzyków, którzy kilka miesięcy wcześniej improwizowali w
Lublinie i … kolejny gość z Barcelony, saksofonista Liba Villavecchia, muzyk
osadzony w jazzowej, a szczególnie free jazzowej tradycji. Improwizacja nabiera
tu silnie post-aylerowskiego klimatu, melodyjności i pewnej dramaturgicznej
prostoty. Jest też bardziej zwarta w formie, choć czujemy, iż to, co dostajemy
na krążku jest jedynie częścią nagrania, jakie zarejestrowano w Beskidach.
Kwintet startuje w pełni kolektywnie. Trąbka i saksofon
snują melodię, pod nimi pracuje gęsty, masywny kontrabas, w tle zaś dygoczą z
zimna rezonujące talerze i drobne, gitarowe półdźwięki. Narracja powoli wspina
się na szczyt, w rytuale dostojnie free jazzowym. Sygnał do eskalacji daje tu
solowa ekspozycja alcisty, wtóruje mu rozśpiewana trąbka. Po wybiciu dziewiątej
minuty opowieść wchodzi w bardziej kameralna fazę. Kolejne kilka chwil koncertu
należy do kontrabasu, który w trybie pizzicato
serwuje nam dość energetyczne solo. Po nim artyści jakby wracali do początku swojej
opowieści, dyktując dobre tempo, wyposażeni w odpowiednią porcję melodyjności. Post-barokowy
smyczek, perkusjonalne świecidełka i jątrzące na boku dęciaki w dobrej
komitywie z gitarą, to kolejne elementy składowe tej układanki. Końcowa część dwudziestominutowej
improwizacji kipi od emocji. Najpierw dęte smażą nam smakołyki na samym podkładzie
perkusji, potem rockowe oblicze pokazuje gitara. Efektowna kulminacja zgrabnie przygasa
w melodyjnym trybie.
W drugiej części płyty pojawiamy się delikatnie spóźnieni. Opowieść
trwa w najlepsze i właśnie przechodzi w stan perkusyjnego sola. Po niedługiej ekspozycji
Vasco do gry podłączają się pozostali muzycy. Trochę dętych śpiewów i porcja gitarowego
post-hałasu. Wspólnym wysiłkiem muzycy budują teraz bystrą, post-jazzową
narrację. Dynamika i intensywność rosną - gitara dba o ponadgatunkowe zdobienia,
reszta załogi idzie w jazzowe tango. Finalizacja tego dość krótkiego epizodu spoczywa
tym razem na barkach kontrabasu. Trzecią odsłonę nagrania otwiera gitarzysta.
Dęte znów śpiewają, a gęsty bas trzyma emocje na nisko ugiętych kolanach.
Narracja nie szuka tempa, ale pęcznieję od dramaturgicznych spiętrzeń i
smukłych melodii. W końcowych partiach improwizacji najwięcej do powiedzenia ma
gitara, która nie szczędzi nam jazzowych fraz.
Etad Vai Tad
Jesienią 2019 roku Tatvamasi improwizowali w Lublinie w
towarzystwie dwójki gości – wokalistki Marty Grzywacz i rzeczonego Piotra
Damasiewicza. Kwartet, który na większości swoich dotychczasowych płyt bazował
na materiale kompozytorskim Grzegorza Lesiaka, tym razem wypłynął na szerokie
wody oceanu improwizacji bez jakichkolwiek podpórek scenariuszowych. Dodajmy,
uprzedzając wypadki, iż bynajmniej nie zatonął.
Opowieść o tajemniczym tytule uformowana została w sześć odcinków
dramaturgicznych. Pierwszy z nich bazuje na dysonansie – z jednej strony
masywność basu i jego brzmieniowa usterkowość, z drugiej kraina łagodności głosu,
gitary, trąbki i perkusyjnych szczoteczek. Narracja ma zgrabną strukturę, wiele
akcji dzieje się w swobodnie tworzonych podgrupach. Trąbka udanie gada tu
zarówno z saksofonem, jak i wokalem. Druga część bazuje na post-rockowej
gitarze i perkusji, która kreuje rytmiczny szyk improwizacji. Całość klei się
balladową dynamiką, pojawiają się też akcenty pianistyczne (tu zarówno Marta,
jak i Piotr mogą być sprawcami zajścia). I to właśnie piano odpowiada tu za
drugą, bardziej dynamiczną odsłonę tej części spektaklu. W trzeciej, która
przypomina rozhuśtaną kołysankę, pojawiają się akcenty jazzowe (gitara) oraz
dźwięki preparowane (trąbka). I tu opowieść po wstępnych dywagacjach łapie rytm
i emocje opowiadania, które bez trudu wyswobodziło się z jarzma notyfikacji.
Czwarty fragment jest dość krótki, nie brakuje w nim
rytmicznego piana i dialogów na linii gitara-trąbka. Jak zwykle swoje emocje dokłada
tu kłębiący się w pomysłach basista. Piąta improwizacja skupia się na szczegółach
i brzmieniowych subtelnościach. Tekst w recytacji, burza pomysłów dramaturgicznych,
trochę gry na małe pola i końcowa eksplozja mocy. Finałowa opowieść toczy się pod
dyktando basisty, który nie tylko rządzi i dzieli w kwestiach rytmicznych, ale
także dodaje emocji swoimi recytacjami, a nawet okrzykami. Wybuchowe zakończenie
dobrze konsumuje jakość całego nagrania. Ekspresja, ponadstylistyczna bezczelność
i gigantyczna swoboda działania. Ot, cała uroda improwizacji!
Grzegorz Lesiak Essence connecting to Piotr Damasiewicz On the Way (L.A.S., CD 2022). Piotr
Damasiewicz - trąbka, harmonium, głos, instrumenty perkusyjne, Grzegorz Lesiak –
gitara, Alex Reviriego – kontrabas oraz Vasco Trilla – perkusja, instrumenty
perkusyjne. Nagranie koncertowe, The
Third Ear Music vol.7, Lublin, czerwiec 2022. Cztery utwory, 60 minut.
Piotr Damasiewicz/ Liba Villavecchia/ Grzegorz Lesiak/ Alex
Reviriego & Vasco Trilla Skawa (L.A.S.,
CD 2023). Piotr Damasiewicz – trąbka, Liba Villavecchia – saksofon altowy,
Grzegorz Lesiak – gitara, Alex Reviriego – kontrabas oraz Vasco Trilla –
perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane w domu Vinchu, Śpiwle, Sucha
Beskidzka, październik 2022. Trzy utwory, 33 minuty.
Tatvamasi Etad Vai Tad
(Requiem Records, CD 2022). Marta Grzywacz – głos, piano, Piotr Damasiewicz -
trąbka, piano, Tomasz Piątek – saksofon tenorowy, Grzegorz Lesiak – gitara, daxophone, Łukasz Downar – gitara basowa
oraz Krzysztof Redas – perkusja. Nagrane w Szeligowski
Music School, Lublin, listopad 2019. Sześć utworów, 44 i pół minuty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz