To francusko-belgijskie trio bez nazwy własnej intryguje od lat. Próżno szukać dla niego precyzyjnego klucza gatunkowego, tudzież estetycznego. Saksofon z sekcją? Definitywnie fałszywy trop, zwłaszcza z uwagi na udział wiolonczeli, która potrafi tu brzmieć niczym … gitara basowa. Muzycy lubią określać swoją muzykę mianem brutal jazz, co świetnie podkreśla twarda, świetnie udramatyzowana perkusja, która na poprzednich albumach była jeszcze wspomagana elektroniką. Wreszcie melodyjny saksofon, którzy nie stroni od wycieczek free jazzowych, ale najlepiej czuje się chyba w … post-rockowych dronach. Ważne podkreślania jest także to, iż muzycy bazują każdorazowo na własnych kompozycjach, a element improwizacji wcale nie znajduje się w centrum ich estetycznej uwagi.
Z radością przyglądamy się trzeciej produkcji tria, jak zwykle
okraszonej dużą dawka humoru.
Na dobry początek perkusja i cello stawiają sekwencję
masywnych stempli, a zalotna melodia saksofonu dopełnia dzieła. Narracja szybko
nabiera efektownej taneczności, bazuje na rockowych powtórzeniach, wpada w
rodzaj kompulsywnej medytacji. Saksofon czyni tu mięsistą ekspozycję, niesiony
mocą soczystej sekcji rytmu. Drugi utwór zdaje się być połamany rytmicznie,
niczym klasyk amerykańskiego hardcore punk sprzed trzech, czy czterech dekad. Saksofon
porusza się w tej gęstwinie niczym stado zwinnych lisów. Perkusja wpada w pętlę
wiolonczeli, a całość nabiera zaskakującej dynamiki. Kolejne dwie kompozycje
introdukuje wiolonczelista, który buduje delikatny rytm, wpada w lewitujący
taniec. W pierwszej z sytuacji perkusista dokłada garść preparacji, a potem całe
trio na dużym wydechu przypomina pustynne tornado. W kolejnej odsłonie po cello
entry opowieść bazuje na groove godnym mistrzów drum’n’bass.
Tu opowieść dostaje definitywnie rockowych skrzydeł i improwizacyjnego
rozmachu.
Początek piątej opowieści wydaje się nadspodziewanie
kameralny. Rezonuje talerz, saksofon cedzi suche drony, a wiolonczela nerwowo
oczekuje, by w odpowiednim momencie na pętli post-balladowego rytmu zbudować kolejną
intrygującą opowieść. W szóstej historii punktem wyjścia jest wspólna melodia saksofonu
i smyczka. Na etapie rozwinięcia po raz kolejny triumfy święci estetyka drum’n’bass.
Finał tej ekspozycji jest bardzo dynamiczny i pełen dobrych emocji. Finałowa opowieść
nosi znamiona pożegnalnej, ale nie jest bynajmniej słodką wymianą uprzejmości. Smyczek
na starcie brzmi niemal post-barokowo, akcje perkusji są delikatne, podobnie
jak śpiew saksofonu. W pewnym momencie muzycy formują efektowne crescendo,
a potem powracają do dobrze już znanej rockowej ekspresji (nadal ze smyczkiem!)
i z melodią na ustach wieńczą ów smakowity album.
Darrifourcq/ Hermia/ Ceccaldi Unicorn And Flexibility
(Hector, CD/LP 2025). Sylvain Darrifourcq - perkusja, kompozycje, Manuel Hermia
- saksofon tenorowy, kompozycje oraz Valentin Ceccaldi - wiolonczela,
kompozycje. Czas i miejsce nagrania nieznane. Siedem utworów, 43 minuty.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz