piątek, 26 września 2025

Ziv Taubenfeld Full Sun & Nomads!


Formacja Full Sun, dowodzona przez klarnecistę basowego Ziva Taubenfelda, debiutowała fonograficznie kilka lat temu za sprawą … pewnej polskiej, ale jakże iberyjskiej serii wydawniczej. Dziś powraca z kolejnym już albumem, pierwszym wydanym pod szyldem Full Sun Records, labelu, którego założycielem jest, co nie dziwi, sam Taubenfeld.

Jeśli lubimy swobodny jazz, dobrze osadzony w tradycji gatunku, delikatnie zadumany, bazujący na dobrze udramatyzowanych kompozycjach lidera, dających muzykom dużą przestrzeń do improwizacji (na ogół kolektywnych), nie mogliśmy trafić pod lepszy adres.

Welcome to Nomads!

 


Trzy instrumenty dęte, wibrafon i pełnowymiarowa sekcja rytmiczna, to narzędzia pracy septetu. Początek płyty jest dalece kameralny, by nie rzecz trzecionurtowy. Spokojna praca perkusji, stabilny flow basu, garść dętych inkrustacji i intrygująca wymiana fraz pomiędzy wibrafonem, a fortepianem. Pierwsza kompozycja trwa ponad siedemnaście minut i dedykowana jest Jimmy’emu Lyonsowi. Na etapie rozwinięcia pachnie niebanalnym cool-jazzem, w fazie finalizacji nie szczędzi nam niemal free jazzowych emocji. Wszystko jest tu świetnie zbilansowane, ekspresja zdaje się być pod pełną kontrolą, a na etapie kolektywnych improwizacji nie brakuje jakości. Melodyka jest stonowana, czasami miewa semicki posmak, wydaje się smutna, acz na przekór wszystkiemu niespodziewanie relaksacyjna.

Druga odsłona albumu trwa niewiele ponad cztery minuty. Otwiera ją kontrabasowy smyczek, wokół fraz którego zaczyna rozciągać się ocean brzmieniowych subtelności, krótkich oddechów, dźwięków wypowiadanych z filozoficzną zadumą, wchodzących w nieustanne interakcje. Trzecia kompozycja definitywnie bazuje na rytmie, na poły polifonicznym. Tu zdaje się, że każdy z artystów ma w ręku coś, czym można wybijać rytm. Melodyjny temat podany przez instrumenty dęte pięknie koegzystuje z ciekawym, tanecznym tempem kreowanym przez resztę formacji. Po kilku minutach gęsta, soczysta narracja zaczyna się rozmywać, ginąć w feerii talerzowych błyskotek. Septet zwalnia, nabiera powietrza i zdaje się pogrążać w chmurze dźwięków o tajemniczym, wręcz psychodelicznym posmaku. Tu powrót do tematu i wcześniej ukształtowanego tempa smakuje jeszcze bardziej.

Finałowa część albumu bazuje na aktywności pianisty. On inwokuje album niemal klasycznie brzmiącym flow, a potem, już na etapie rozwinięcia, prezentuje intrygującą ekspozycję solową. Temat utworu wydaje się być schowany za strumieniem interakcji, w jakie wchodzą wszyscy muzycy. Dobrze ukształtowana rytmicznie narracja ma zdecydowanie bluesową fakturę. Muzycy nie eskalują emocji, wiele fraz zdają się grać na wdechu. Obok ekspozycji pianisty odnotowujemy także wielowymiarowe solo kontrabasu, świetnie spuentowane akcją dęciaków. Z albumem żegnamy się paradą melodii podaną dalece kolektywnym strumieniem dętego śpiewu.

 

Ziv Taubenfeld Full Sun Nomads (Full Sun Records, CD 2025). Ziv Taubenfeld - klarnet basowy, gongi, Michael Moore - saksofon altowy, klarnet, Joost Buis - puzon, instrumenty perkusyjne, Yung-Tuan Ku - wibrafon, instrumenty perkusyjne, Nico Chientaroli - fortepian, obiekty, Rozemarie Heggen - kontrabas oraz Onno Govaert - perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane w Bimhuis, Amsterdam, czas nieznany. Cztery utwory, 48 minut.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz