Słuchanie muzyki improwizowanej niewątpliwie pobudza
wyobraźnię. Jakże często w trakcie intensywnego odsłuchu niebanalnych i
karkołomnych potoków dźwiękowych, próbujemy w głowie rysować tę muzykę,
poszukiwać źródła danego wydarzenia akustycznego, po ludzku - zrozumieć proces,
jak przebiega pomiędzy improwizującym muzykiem, a przedmiotem, który wprawia on
w stan emitowania pojedynczego dźwięku.
Oto dziś przed nami wyjątkowa okazji wgryzienia się w ten
proces!!! Nasza głowa zostaje bowiem umieszczona w… bębnie. A na zewnątrz muzyk, który przy użyciu kilku rodzajów przedmiotów będzie
maltretował, nagiętą do granic wytrzymałości, membranę tegoż bębna, która w
efekcie jego działań ostatecznie … rozerwie się. Ale tu zdecydowanie
uprzedziliśmy przebieg wypadków.
Słuchacze niechże podzielą się na materialistów (umysły
analityczne szukać będą źródła dźwięku) oraz idealistów (oni jedynie uruchomią
wyobraźnie i będą kreować obrazy). W żmudnym opisie wydarzeń Wasz Recenzent
będzie się starał zaspokoić potrzeby informacyjne obu grup słuchaczy.
Czyste kawałki
polistyreny. Taniec ołowiowanych mrówek po naszej potylicy potrwa jedynie
półtorej minuty. Jedynie tyle są w stanie wytrzymać zwinięte w rulon plastikowe
sztućce, gdy się je intensywnie wyginana i próbuje zrobić przy ich użyciu dziurę
w twardej płaszczyźnie ze skóry, zdecydowanie zwierzęcej proweniencji.
Surowy brąz.
Metalowe, ciężkie, brązowe tortury
membrany dadzą nam aż siedemnaście minut doznań kosmicznie akustycznych. To
oczywiście tylko projekt, pokaz możliwości i struktur wyobraźni muzyka. Gdy
zastosujemy je na koncercie, nie tylko w wymiarze solowym, te akustyczne grepsy
okażą się niezwykle przydatne, a doświadczenie muzyka stanie się wartością
niezbywalną. Ale my jesteśmy w środku tego niesamowitego incydentu! My to
wszystko czujemy i słyszymy (biedna membrana!). By taki efekt elektroakustyczny
uzyskać w normalnych warunkach
odbioru koncertu, trzeba by na scenę wpuścić z pół tuzina muzyków, a
każdego z nich wyposażyć w przynajmniej dwa instrumenty. Życie
godowe zmutowanych ptaków w dobie katastrofy ornitologicznej. Dron goni dron,
mikrodron goni mikrodron… Ta historia potrafi być agresywna i ociekać krwią,
choć pęknięta na koniec membrana tego nie sugeruje…
Aluminiowe rożki.
Ten epizod jest bardziej zwarty, szorstki i wyjątkowo niedelikatny.
Niewątpliwie cierpimy razem z membraną. Masotony
noisowych dźwięków dewastują nasze… membrany uszne. Rykowisko, sperma i brak
moralnego zadośćuczynienia. Diabeł musi być piękny, a muzyka puszczana od tyłu
ponoć uwalnia moce piekielne. Ogony diabłów niższej rangi smażą się na
rozżarzonym palenisku, a skrzydełka aniołów wachlują symultanicznie. Uwaga! To
nie dobranocka. Ale przyjemność foniczna jest jednak diabelsko anielska.
Zakrzywione części
stalowe. Gwizdanie, kołyszące się na wietrze pojazdy szynowe, od dawna
nieremontowane. Pisk deflorowanej powierzchni płaskiej, gdy napastnik
wyposażony jest w więcej niż jeden atrybut przyjemności. Kanonada! Muzyka
totalna wypełnia całą przestrzeń wokół naszej głowy. Stado mikrotonowych
saksofonów sopranino, strojowych ponadnormatywnie wysoko, doznaje orgazmu,
który nie konsumuje ich potencji. Ekspansywne drony upalonej post-elektroniki. Być może to jednak stado przegłodzonych
bawołów, w oczekiwaniu na całkowicie zasłużone potępienie. Membrana bardzo
dzielne znosi te ekscesy i jest wyjątkowo cierpliwa. Na finał oczywiście pęka i
tyle po niej pozostanie…
Adam
Gołębiewski In Front Of Their Eyes (Galeria Miejska Arsenał, 2015). Materiał
na płytę zarejestrowany został w technice stereofonii binarnej, w trakcie
koncertów w poznańskiej Galerii Arsenał w grudniu 2014. Nagrania są całkowicie
akustyczne, a na krążku zostały wiernie odwzorowane, bez jakichkolwiek
czynności masteringowych. W bębnie
muzyka zostały umieszczone mikrofony, z których dźwięk był transmitowany
bezpośrednio na słuchawki publiczności zgromadzonej na koncercie.
Lubię takie artykuły.
OdpowiedzUsuń