Słoweńska pianistka Kaja Draksler zdaje się być zjawiskiem unikatowym na młodej, europejskiej scenie muzyki kreatywnej. Całkiem słusznie zaliczamy ją do grona muzyków improwizujących, ale artystka uwielbia też bawić się formą, komponować, strukturyzować swoje narracje, innymi słowy - sprawiać, by muzyka w jej wykonaniu była czymś więcej niż improwizacją.
Istotnym potwierdzeniem powyższej tezy może być jej nowa
płyta solowa In Otherness Oneself. To
intrygujący, post-klasyczny manifest muzyczny, uroczo okraszony wątkami literackimi
(także tymi pisanymi i czytanymi po polsku, albowiem związki Słowenki z Polską
są dość zażyłe!), podwójnym śpiewem damskim, który znamy z epickich płyt Oktetu
Draksler, a także tytularnymi odniesieniami do klasyka free jazzu, Cecila
Taylora.
Słowno-muzyczny spektakl Draksler zaczyna się głosem z offu, który czyta tekst, szepce słowa o
umieraniu ciężkim, starczym tembrem, a towarzyszą mu pojedyncze uderzenia w
klawiaturę fortepianu. Ów minimalistyczny flow
pachnie marszem pogrzebowym, przypomina aurą dżdżysty poranek, pozbawiony
promieni słonecznych. Wraz z upływem czasu post-klasyczna melodyka rozkwita
niczym pąk róży, a na zakończenie zdobią ją klasycznie frazujące wokalistki, które
znamy z oktetowych płyt pianistki. Utwór otwarcia trwa tu prawie dwanaście
minut, ale kolejne opowieści są już bardziej zwarte w ujęciu czasowym. Druga część
kontynuuje estetykę pierwszej, prowadzona jest w jeszcze bardziej molowym
nastroju i zdaje się być bardziej abstrakcyjna w formie. W trzeciej historii
pojawia się programowany keyboard, który
prowadzi wspólny strumień narracji z minimalistycznym fortepianem. Rwane, nerwowe
frazy obu instrumentów lepią się w pewną rytmiczną strukturę. Znów całość zdaje
się być nieco abstrakcyjna, ale żywa, energiczna, daleka od funeralnej powolności poprzednich
opowieści. Chwilami przypomina ragtime,
napromieniowany kreatywnością improwizatorki. Na finał kilka uderzeń w czarne
klawisze zwiastuje nadchodzącą burzę. Szczęśliwie na tym etapie podróży czeka
na nas jedynie cisza po zakończeniu traku.
W czwartej części Kaja powraca do minimalistycznego, post-funeralnego klimatu. Wokół panoszy
się cisza, a sama narracja leje się przez ręce, jakby fortepian przez moment stracił
strojenie. Artystka buduje narrację z repetycji i znaków zapytania. Mruży oczy,
pracuje na wdechu, cedzi dźwięki przez durszlak o wyjątkowo małych oczkach. Prawdziwy
deadman walking! Z kolei piąta opowieść,
najkrótsza na płycie, o polskim tytule, to skoczne, frywolne piano i uroczy tekst
Gombrowicza, tu zdecydowanie bardziej abstrakcyjny w treści niż sama narracja
muzyczna. W szóstej opowieści artystka pozostaje w klimatach nieco bardziej rubasznych.
Skacze po klawiaturze, a dźwięki jej instrumentu zdają się nabierać nieco syntetycznej
poświaty, dziwnego echa, które buduje suspens i pewną nieprzewidywalność
przekazu fonicznego. Z czasem narracja z jednej strony staje się jakby lżejsza,
delikatniejsza, z drugiej bardziej mroczna, wręcz zatrwożona. Mamy wrażenie, że
instrument został tu wystawiony na otwartą przestrzeń, po której hula wiatr i
kołysze pudłem rezonansowym. Szczęśliwie na koniec artystka i jej narzędzie
pracy łapią odrobinę taneczności, jakby nastrój chwili został tu wzięty w
dramaturgiczny cudzysłów. Finałowa opowieść znów pachnie post-klasycyzmem, znów
syci się mrokiem i sentencją niedopowiedzeń. Echo, małe klawisze, te czarny
jakby ciężkie, te białe lekkie, nawet frywolne, z dużą ilością ciszy pomiędzy frazami.
Kaja Draksler In
Otherness Oneself (Unsounds, LP/DL 2022). Kaja Draksler – fortepian,
ćwierćtonowy keyboard (programowanie – Gianluca Elia). Słowa wykorzystane w
utworze Away! pochodzą z tekstu In The Cleaning Roberta Frosta (śpiewane
przez Laurę Polence and Björk Níelsdóttir), z kolei w utworze Tenis Stołowy, to fragmenty Dzienników (1953-56) Witolda
Gombrowicza, czytane przez autora. Sam tytuł płyty inspirowany jest poematem Aquoueh R-Oyo autorstwa Cecila Taylora.
Siedem utworów (wersja LP zawiera sześć), łącznie 40 minut muzyki, nagranej w
kwietniu ubiegłego roku w Amsterdamie, w miejscu zwanym Splendor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz