W pierwszy dzień lata zapraszamy na koncert do całkiem bliskiej Słowenii, na jeden z licznych festiwali muzyki improwizowanej, jakie ten niewielki kraj skutecznie od lat organizuje. Na scenie trzy pomnikowe już postaci europejskiej, swobodnej improwizacji, po których doskonale wiemy, czego się spodziewać, ale którzy to artyści za każdym razem potrafią nas zaskoczyć! Kataloński pianista wyznacza trendy gatunku od zarania Półwyspu Iberyjskiego, szwedzki saksofonistka, choć kocha jazz, w kategorii wolnej gry dźwiękowej zdaje się nie mieć na północy Europy od dawna godnej konkurencji, wreszcie słoweński perkusjonalista, znany z tak zwanego podłogowego drummingu, tu nagle, na scenie festiwalowej weźmie w posiadanie full drumset, co nie pozostanie bez konsekwencji dla obrazy całego koncertu. Set zasadniczy potrwa tu trochę ponad dwa kwadranse, a skromny encore z trudem pięć minut. Ale ani sekunda ich muzykowania nie będzie zmarnowana. Tylko delicje!
Muzycy na scenie znają się doskonale, choć po prawdzie
notatki recenzenta nie wskazują, by grali przedtem w takim dokładnie składzie
trzyosobowym. Od pierwszego dźwięku rozumieją się jednak niczym syjamskie
kocięta. Mały, po prawdzie filuterny saksofon kwili jak sroczka, piano płynie
wprost z klawiatury i bliskie jest rysowania pierwszych elementów rytmicznych,
z kolei na garkuchni perkusjonalisty naczynia
zgłaszają już pełną gotowość do pichcenia pierwszego posiłku. Wszyscy płyną tu
na pełnym wydechu i dużej swobodzie, ale każdy zdaje się podążać w podobnym
kierunku. Saksofonista jest pierwszym, który decyduje się na dźwięki
preparowane, tembr jego instrumentu przypomina odgłosy zarzynanego pisklęcia. Natychmiast
dostaje ciętą ripostę. Pianista płynie surowym post-ragtime’em, a na płaskich powierzchniach
perkusjonalisty zaczynają grasować pierwsze pluskwy. Narracja szybko wbiega na szczyt
całkiem stromym zboczem, by po chwili utonąć w mgławicy ciszy. Powrót do
meritum następuje chyba jeszcze szybciej. Polirytmiczne skoki w bok, kilka ukradkowych
spojrzeń i ponownie efektowne wzniesienie. Po kolejnym zmysłowym wytłumieniu
muzycy zaczynają nowy podrozdział swego szaleństwa. Na niekrótki moment każdy z
nich zostaje perkusjonalistą - Agusti maltretuje struny piana, Martin sięga po
swój podręczny werbel, a Zlatko poznaje kolejne uroki wypasionego drumsetu. Każdy preparuje, każdy syci
improwizację kolejnymi niemożliwymi dźwiękami. Tyle już za nami, a zegar nie dobrnął
jeszcze do końca pierwszej dziesiątki minut!
Saksofon powraca z fanfarami, wyje niczym syrena alarmowa! Czarne
klawisze budują suspens! Kuchenny rozgardiasz znów świeci triumfy! Muzycy improwizują
niemalże na raz, jakby grali z pięciolinii podczepionej pod lekko już upocone
czoła. Poziom głośności rośnie, choć każdy z artystów daleki jest od czystych, tudzież
bardziej ekspresyjnych fraz. Raz za razem flow
przygasa, by za moment wyeksplodować na powrót. Nim upłynie pierwszy kwadrans
artyści knują już nową intrygę, znów baraszkując w pobliżu ciszy. Suche
klawisze, szczoteczki na werblu (Martina!) i garść drobnych przedmiotów na kolejnym
werblu (Zlatko!). Tym razem muzycy frazują długimi dźwiękami, tworzą wyjątkowo
efektowny, akustyczny ambient.
Kolejny szczyt osiągają w okolicach 20 minuty. Tu kreują go śpiewem,
krzykiem i perkusjonalnymi zdobieniami. Przez moment piano milczy, ale to tylko
cisza przed burzą. Artyści znów przekazują sobie role - perkusjonalistą może tu
być każdy, czasami można się zagubić w trybie przekazywania pałeczki. Preparacje
i kąśliwe riposty zdobią niemal każdą pętlę narracyjną. Na ostatnie wzniesienie
muzycy postanawiają wyruszyć tuż przed upływem 30 minuty. Piano dyktuje nową
dynamikę, znów płynie brudami z pudła rezonansowego, saksofon zalotnie podśpiewuje,
a full drumset dopełnia dzieła cudownej
katastrofy. Ogniste monstrum o trzech sercach dobija do brzegu w połowie 32 minuty.
Potem zalega intrygująca cisza, którą przerywają gromkie oklaski. Powrót na
scenę następuje niemal niezwłocznie. Oto encore
frazowany na raz, z delikatnie zaciągniętym hamulcem ręcznym, z ekspresją,
która nie zostaje do końca uwalniana, wszak to finał koncertu. Skupione emocje
czarnych klawiszy, tłumione mikro eksplozje w tubie saksofonu, nerwowe podrygi
perkusjonalii. Ów szalony dyliżans hamuje z piskiem opon pozostawiając na rozgrzanej
ziemi mikroślady swojej obecności.
Küchen/ Fernández/ Kaučič The Steps That Resonate (Not Two Records, CD 2022). Martin Küchen –
saksofon sopranowy i sopranino, instrumenty perkusyjne, Agustí Fernandez –
fortepian i obiekty, Zlatko Kaučič – perkusja, instrumenty perkusyjne.
Zarejestrowane w trakcie BUMF Festival Šmartno - Goriška Brda, Słowenia, 9
września, 2021. Dwie improwizacje, 38:43.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz