Niemal dokładnie miesiąc temu pisaliśmy na tych łamach o albumach dokumentujących artystyczne obchody 80. urodzin Eddie’go Prévosta. Omówiliśmy wówczas szczegółowo dwa kluczowe albumy, kolejne dwa skwitowaliśmy mniejszą porcją słów. Z kolei dwie inne pozycje z najnowszego katalogu Matchless Recordings jedynie zaawizowaliśmy, mając nadzieje na ich pełny odczyt w przyszłości. One także konsumują artystyczne dokonania jubilata i przy okazji świetnie uzupełniają urodzinowy box.
Dziś pochylamy się nad jedną z tych ostatnich i zamieszczoną
tam duetową ekspozycją Johna Butchera i Eddie’go Prévosta. Panowie nagrali już
w duecie, tudzież większych składach (choćby AMM!) sporo albumów, każdy z nich
jest osobną księgą historii gatunku, zatem bez zbędnych wstępów siadamy do
odczytu i odsłuchu ich najnowszego wspólnego nagrania, którego tytuł zdaje się
być zaskakująco przewrotny. Okoliczności obiektu sakralnego, późna wiosna roku ubiegłego
i trzy improwizacje, które szczelnie wypełniają przestrzeń dysku kompaktowego.
Nagranie składa się z dwóch wielominutowych utworów i czegoś
na kształt kody, ale ponieważ ta ostatnia trwa ponad kwadrans śmiało możemy ją
uznać za pełnoprawną, trzecią improwizację czerwcowego wieczoru w brytyjskim
Essex.
Muzycy zaczynają spektakl oblepieni szemrzącą ciszą, ale
dość szybko dają sygnały, iż tego dnia skorzy są budować całkiem dynamiczne
ekspozycje, a ich celem nie będzie raczej eksploracja słynnych technik rozszerzonych,
ale pełnokrwista, chwilami niemal free jazzowa jazda. Taką wolę z pewnością reprezentuje
tu perkusista, który mimo osiemdziesięciu jeden wiosen na karku chętny jest do czynienia
naprawdę ekspresyjnych akcji, to samo można zresztą powiedzieć o kilkanaście
lat od niego młodszym, ale także już zasłużonym mistrzu saksofonu. Obaj
sprawiają wrażenie nastolatków na pierwszej randce i wyjątkowo im dobrze z
takim nastawianiem do życia. Akcje roześmianego Johna i rozhuśtanego energią
Eddie’ego w trakcie pierwszego, ponad 34-minutowego seta, mienią się wszystkimi
kolorami tęczy, a sami artyści nie wybierają dróg na skróty. Drummer pozostaje w akcji cały czas,
szyje ściegiem pełnym emocji, nie ustaje w implikowaniu akcji zaczepnych. John,
jak to ma w zwyczaju, lubi dramaturgiczne pauzy, ale po każdej z nich zdaje się
wracać z jeszcze lepszym pomysłem. Zmienia saksofony w zależności od nastroju
chwili i świetnie reaguje na każdą frazę interlokutora. Eddie zdaje się tu stać
na straży reguł free jazzu, z kolei John nie zapomina o chwilach dramaturgicznej
zadumy i dalece kameralnych westchnieniach. W okolicach dwunastej minuty muzycy
serwują nam drobny wątek balladowy, sięgają nawet do bardziej mrocznych stron swej
improwizacji. Po restarcie brną dalej pozostając w intrygującym dysonansie dynamiki
– Eddie narzuca bystre tempo, John fantastycznie wstrzymuje moc oddechu i sięga
po spokojniejsze frazy. Ten fragment czerwcowego spotkania w Essex ma swój peak ekspresji pod koniec drugiego
kwadransa. John sięga nieba dmąc w saksofon sopranowy, Eddie finalizuje roztańczonymi
talerzami.
W trakcie drugiego, o kilka minut krótszego seta, artyści
serwują nam kilka rozdziałów ze swych przebogatych ksiąg fraz preparowanych.
Zaczynają zresztą plejadą mrocznych short-cuts.
Po niezbyt długiej introdukcji idą w swoje ulubionego tego wieczoru tango,
udanie stymulują dynamikę, ale definitywnie donikąd się nie spieszą. Dbają o odpowiednią
melodykę i zwartą, linearną narrację. Raz za razem dostarczają nam urokliwe kwiatki
– intrygujące przedechy, drżące, rezonujące talerze, tudzież drobne, ale czerstwe
porcje ciszy. Znów w okolicach dwunastej minuty zarządzają moment
dramaturgicznego wytłumienia. Tuż po nim Eddie proponuje drobne, szczoteczkowe
solo, John z kolei bierze w dłoń sopran i dekretuje … wątek tameczny. Wpada na
niedługo w oddech cyrkulacyjny i znacząco podnosi poziom emocji. Gdy z nich
opada, chętnie sięga po najlepsze ze swoich preparacji – świsty, gwizdy, frazy zza
grubej, teatralnej kotary. Eddie kontrapunktuje talerzową feerią. Nim drugi set
zostanie zwieńczony dość żwawą, solową akcją perkusisty, dostajemy się jeszcze
w wir stonowanego, rozśpiewanego stepu
realizowanego marszowym krokiem.
Ostatni akt wieczoru pełni rolę nieco spokojniejszej, pożegnalnej
ekspozycji. Dużo w niej minimalizmu, dywagacji czynionych w okolicach ciszy.
John trochę mruczy, trochę śpiewa na tenorze, Eddie snuje leniwy drumming. Przez moment akcja nabiera rozpędu,
po czym wpada w intrygujące, ptasie tremolo Johna, posadowione na rezonującej ekspozycji
Eddie’go. Końcowe dwie minuty zdają się być pogrążone w ciszy ledwie
słyszalnych dronów saksofonu i skromnych uderzeń w werbel i tomy.
John Butcher & Eddie Prévost Unearthed (Matchless Recordings, CD 2023). John Butcher – saksofon
tenorowy i sopranowy oraz Eddie Prévost - perkusja. Nagrane w All Hallows Church, High Laver, Essex,
czerwiec 2023. Trzy improwizacje, 78 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz