Niemiecko-holenderskie trio funkcjonuje na europejskiej scenie muzyki improwizowanej już kilkanaście lat, zatem zna je każdy dociekliwy miłośnik gatunku. Fortepian, instrument dęty i kontrabas od samego zarania grupy zdają się pchać muzyków w świat wystudzonej kameralistyki, ale oni, jakby na przekór, chętnie uciekają w gorący świat free jazzu. Czynią to konsekwentnie od lat, a ich ostatni, koncertowy album, zarejestrowany w przededniu wielkiej zarazy na dalekich Antypodach, potwierdza ów artystyczny trend szczególnie dobitnie.
Początek koncertu jest dalece kameralny - szorstki smyczek, wystudzony klarnet i stemple wprost z klawiatury. Brzmienie tria jest matowe, jakby mikrofony zbierające dźwięki ze sceny były pokryte grubą warstwą kurzu. Czające się w artystach niezmierzone pokłady ekspresji delikatnie eksplodują w momencie, gdy basista zmienia tryb frazowania na pizzicato. Moc interakcji, ale i czujność dramaturgiczna mistrza zmianowości, czyli de Joode, sprawiają jednak, iż po niedługiej chwili trio znów szuka kameralnej niespieszności. Kilka fraz arco, strzępy inside piano i kolejna zmiana kierunku, podyktowana przejściem Gratkowskiego z klarnetu na saksofon altowy. Finał pierwszej improwizacji topi się w energetycznym jazzie, nawet swinguje! Dodatkowo Kaufmann brudzi brzmienie i staje jakby w poprzek gatunkowym wymaganiom. Początek drugiej opowieści jest umiarkowanie spokojny, wydaje się jednak bardziej mroczny, dodatkowo doposażony w dużą porcję dźwięków preparowanych. Wystarczy jednak drobna iskra, by emocje eksplodowały. Niski smyczek łapie piasek w tryby, saksofon charczy, a szybkie klawisze dopełniają reszty. Muzycy maszerują równym krokiem, szyją gęsty ścieg, który niespodziewanie traci moc dzięki przebieglej akcji fletu, który tłumi opowieść i na powrót spycha ją w obszar mrocznych subtelności.
Trzecia, najkrótsza improwizacja, lepiona jest z drobnych, niekiedy
rwanych fraz. Smyczek, manipulacje w tubie i akcje wokół klawiatury - prawdziwa
gęstwina różnorodności. Tymczasem tembr piana znów nabiera brudu, jakby instrument
pracował pod zepsutym amplifikatorem, kontrabas raz za razem puszcza oko i
knuje kolejne intrygi, z kolei saksofon najpierw wyczekuje, a potem porywa całe
trio w kolejną eksplozywna przebieżkę. Muzycy dojść płynie przechodzą do ostatniej,
trwającej prawie kwadrans improwizacji. Ta budowana jest szczególnie
cierpliwie. Od fraz inside piano, smyczkowych
westchnień i szumu w tubie dęciaka, poprzez mroczne, mgliste, ale melodyjne
gry, aż po ekspresyjne drony. No i przejście w tryb pizzicato, które musi oznaczać tu eksplozję free jazzu! Piękny
szczyt implikuje jeszcze piękniejsze wytłumienie, wprost w ramiona preparowanych,
gęstych od smoły dźwięków. Narracja trafi intensywność, nabiera kameralnej nieoczywistości
i zdaje się szukać pomysłu na efektowną finalizację. To zadanie zostaje przydzielone
kontrabasowi, który zaczyna szyć spokojnym ściegiem i wyczekiwać na partnerów.
Gdy wraca piano, energia właściwa improwizacji szuka kolejnego wzniesienia. Uformowana
w post-jazzowy duet sieje popłoch, szczęśliwie klarnet też jest na scenie i przywołuje
resztę do dramaturgicznego porządku.
Kaufmann/ Gratkowski/ de Joode Canberra (Trokaan, LP/DL 2023). Frank Gratkowski – saksofon altowy, klarnet, flet altowy, Achim Kaufmann – fortepian oraz Wilbert de Joode – kontrabas. Nagranie koncertowe, SoundOut Festival, Drill Hall Gallery, Canberra, Australia, luty 2020. Cztery improwizacje, 37 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz