wtorek, 31 października 2023

Vasco Trilla in trios: The Devil, Probably … Eating Poetry!


Vasco Trilla jest zdecydowanie najpopularniejszym muzykiem na łamach Trybuny Muzyki Spontanicznej. Niniejszy post jest bowiem 102-im tekstem otagowanym jego danymi personalnymi.

O muzyce artysty z Barcelony i nim samym wiemy chyba wszystko. Bez zbędnej zwłoki przestępujemy zatem do szczegółowego odczytania dwóch ostatnich nagrań z jego udziałem. W obu przypadkach są to swobodnie improwizujące tria, stylistycznie dość od siebie odlegle, mające wszakże jedną, kardynalnie wspólną cechę. Na obu albumach Trilla realizuje swój sztandarowy model improwizacji, który onegdaj określiliśmy mianem no drumming percussion. Szczególnie dobitnie ów model odciska swoje piętno na pierwszym z omawianych dziś albumów, który mógłby być kolejnym free jazzowym triem, ale dzięki zastosowanym technikom wydobywania dźwięków staje się zupełnie innym opowiadaniem. Tajemniczym, mrocznym, którego tytuł – zaczerpnięty wszak z historii kinematografii – idealnie wpisuje się w klimat improwizacji.

Drugi z prezentowanych albumów śmiało możemy określić mianem string trio. Trilla niejednokrotnie pokazał już nam, iż w improwizacjach z instrumentami strunowymi jego perkusjonalia stają się kolejnym, pełnowymiarowym strunowcem.



 

The Devil, Probably

Ten album powstał dwuetapowo. Najpierw w Barcelonie swoje dźwięki zarejestrowali Vasco Trilla (perkusjonalia) i Àlex Reviriego (kontrabas), potem - po drugiej stronie Atlantyku - saksofonowe frazy dokleił Patrick Shiroishi.

Pierwsza improwizacja rodzi się w chmurze rezonujących dźwięków talerzy i skowyczącego smyczka na gryfie kontrabasu. Echo pracuje tu niczym w dużym obiekcie sakralnym. Saksofon wtłacza się w wir narracji po pewnym czasie, też zdaje się wyć i wznosić modły do nieistniejącego boga. Owa dronowa symfonia zostaje w połowie nagrania złamana leniwym pizzicato basu, dając przy okazji asumpt do cool-jazzowej narracji dęciaka. Wystudzona opowieść zgrabnie nabiera gęstości. Druga część także daleka jest od znamiona dynamiczniej, ale wydaje się nieco żwawsza. Jeśli pizzicato, to saksofonowy post-jazz, jeśli smyczek – kameralne zawodzenia. A perkusjonalia oplatają tu wszystko strumieniem rezonansu. Na początku trzeciej części Katalończycy kreują prawdziwy teatr grozy. Preparowane, wielowątkowe frazy najpierw pracują niemal wyłączne w niskich częstotliwościach. Po pewnym czasie Trilla buduje nowy, delikatny wątek, osadzony nieco wyżej. To na nim przebywa lekki sopran i snuje melodyjną opowieść, która efektownie pnie się ku górze.

W czwartej opowieści Vasco uruchamia metronomy, którym do towarzystwa dodaje coś, co brzmi jak pozytywka. Alex zaczyna od uderzania smyczkiem po strunach kontrabasu. Na to wszystko reaguje Patrick frazami wyjątkowo mrocznego tenoru. Wszystkie wątki lepią się tu w gęstą całość, która jednocześnie śpiewa z radości i skowycze z bólu. Gdy smyczek schodzi ze swoim dronem wyjątkowo nisko, perkusjonalia dla odmiany płyną najwyższymi wzniesieniami. W piątej części kontrabas znów zdaje się być instrumentem perkusyjnym, z kolei perkusjonalia, to medium, które generuje nieskończony, sakralnie brzmiący rezonans. Saksofon zaczyna tu bardzo delikatnie – prycha, szuka punktów zaczepienia, po czym ucieka w męki pańskie, od których wyzwoleniem mogą być tylko pojedyncze szarpnięcia za struny kontrabasu. Finałowa improwizacja zdaje się być w fazie startowej budowana wyłącznie smyczkami. Do tego dzwonki, gongi i inne cuda z walizki Trilli. Plejada fake sounds ze strony Katalończyków, meta melodyjne frazy saksofonu - wszystko tworzy tu ceremoniał tajemnicy. Smyczek zaczyna rzewnie śpiewać, a my mamy wrażenie, że po drugiej stronie wielkiej wody frazują dwa instrumenty dęte. Na ostatniej prostej Alex zdziera struny, Vasco buduje mgliste tło, a Patrick płynie czystym strumieniem dźwięku. Improwizacja gaśnie przy wtórze kontrabasowego pizzicato.



 

Eating Poetry

Drugi z omawianych dziś albumów powstał bardziej standardowo - w drodze spotkania trzech muzyków w tym samym czasie i przestrzeni (choć dokładnego miejsca akcji nie znamy). Trilla buduje tu fantastyczny background dla ustawionych bardziej frontowo - słoweńskiego gitarzysty Samo Šalamona i włoskiego skrzypka Emanuele Parriniego. Świadomie pozostaje tu na drugim planie, jest niebywale wyczulony na niuanse dramaturgiczne, podejmuje tylko dobre decyzje i sprawia, że każdy dźwięk tej niekiedy bardzo subtelnej narracji (tytuł zobowiązuje!) pasuje do siebie wręcz idealnie.

Już na samym starcie perkusjonalista huczy i szeleści armią swoich małych, niekiedy bardzo niebezpiecznych przedmiotów. Towarzyszą mu drobne śpiewy skrzypiec i czyste, melodyjne frazy gitary. Improwizacja zdaje się być dalece kameralna, swobodna, ale też naznaczona pewnym post-folkowym sznytem, delikatnym, acz stanowczym. Akcja szybko nabiera tu rumieńców, a tym, który wiedzie prym zdaje się być nade wszystko gitarzysta. W drugiej części w rolę perkusjonalii wchodzą oba instrumenty strunowe. Vasco koncertuje się teraz na dźwiękach dzwonków i gongów. Wraz z rozwojem sytuacji gitara zaczyna budować wartką, choć minimalistyczną narrację, pod którą podłączają się równie dynamiczne skrzypce. Trilla jest konsekwentny w kreowaniu narracji bez akcentów drummingowych. W trzeciej wszakże opowieści sugeruje coś, co możnaby do tej ostatniej kategorii zaliczyć. Zdaje się, że pracuje rytmicznie dłońmi na werblu, ale ponieważ jego sound dociera do nas jakby zza teatralnej kotary, pewnych sytuacji możemy się jedynie domyślać. Pod koniec tej części albumu, to skrzypce przejmują wodze narracji. Czynią tak również w trakcie czwartej improwizacji, gdy wchodzą w szranki rywalizacji z coraz bardziej ekspresyjną gitarą. Vasco ledwie sugeruje drumming i otacza go chmarą dodatkowych fonii.

W piątym opowiadaniu wszyscy muzycy koncertują się na preparowaniu dźwięków. Rezonujące talerze, subtelnie szarpane struny, leniwe tempo. Z tej mgławicy możliwości rodzą się smutne melodie, które z czasem gęstnieją. Szósta improwizacja wybudza nas z nobliwego letargu pokaźną porcją nerwowych, ekspresyjnych akcji ze strony każdego z muzyków. Dużo tajemniczych, ale krótkich, rwanych fraz, także odrobina preparacji. To z pewnością albumowy szczyt ekspresji. Siódma, finałowa improwizacja jest tu zdecydowanie najdłuższa, trwa prawie dwanaście minut. Rozpoczynają ją strunowce kreując urokliwy small talk. Akcje Vasco przypominają teraz zegar z kukułką i plejady drobnych uderzeń po niezidentyfikowanych przedmiotach. Gitara jako pierwsza idzie na front i buduje wyjątkowo urokliwą ekspozycję. Skrzypce zachowują się podobnie, a perkusjonalia czynią kolejny wspaniały ceremoniał akompaniamentu. Chwilami akcje Trilli brzmią niczym gęsty, post-akustyczny ambient, który narasta niczym letnia burza. Na finałowej prostej emocje rosną, pojawia głos tajemniczego narratora, który doprowadza improwizację do szczęśliwego zakończenia.

 

The Devil, Probably The Devil, Probably (Urpa i musell, LP/DL 2023). Patrick Shiroishi – saksofon, Àlex Reviriego – kontrabas oraz Vasco Trilla – instrumenty perkusyjne. Nagrane w Los Angeles (saksofon) i Barcelonie (pozostałe instrumenty), 2022 (?). Sześć improwizacji, 40 minut.

Emanuele Parrini, Samo Šalamon & Vasco Trilla Eating Poetry (Clean Feed Records, CD 2023). Emanuele Parrini – skrzypce, Samo Šalamon - gitara akustyczna, sześcio- i dwunastostrunowa oraz Vasco Trilla – perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane w 2021 roku, miejsce nieznane. Siedem improwizacji, 39 minut.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz