wtorek, 1 marca 2016

Günter Christmann – improwizacja konkretna jako powód do głębszego zapoznania


The Sublime and The Profane. Wzniosły i bluźnierczy. Święty i Świecki. Sacrum i Profanum.

Taśmy (samoprzylepne), „ścinki” radiowe i inne pozostałości opustoszałego studia nagraniowego w dobie technologii analogowych, kontra piano, klarnet, gitara, głos ludzki, saksofon, puzon i wiolonczela. Przybory kuchenne w opozycji do fortepianu, klarnetu basowego i perkusjonalii. Ekspres do kawy w zderzeniu akustycznym z puzonem, głosem ludzkim i klarnetem basowym. „Trzaski, uderzenia, cięcia i zagięcia” z jednej strony, kontrabas, gitara, saksofon i wiolonczela z drugiej. Prysznic, a perkusjonalia i klarnet basowy. Puzon i wiolonczela w kontekście malowania po dziwnych przedmiotach. Blaszane puszki, a saksofon i wiolonczela. Lejąca się woda kontra saksofon i głos ludzki. Odkurzacz w przeciwieństwie do puzonu i klarnetu basowego. Śpiew ptaków w zderzeniu z saksofonem i wiolonczelą.


Reszta, to już tylko Wasza wyobraźnia. Zawsze w duecie. Profan dnia codziennego jako inspiracja do improwizacji na wzniosły instrument akustyczny. Muzyka konkretna w służbie improwizacji?
Nie jestem dobrym teoretykiem w zakresie muzyki konkretnej. Raczej praktykiem, gdy dzienny znój puentuję porządkami w domowej kuchni. Ileż to dźwięków wtedy powstaje?


The Sublime and The Profane. Processes Between Improvised Music and Sounds from Daily Live  (Edition Explico, 2014).

Między lutym 2013, a styczniem 2014, Günter Christmann, niemiecki puzonista i wiolonczelista, przy udziale swych przyjaciół, wydobył z kilku instrumentów akustycznych (przywołanych w jednym z poprzednich akapitów) sporo frapujących dźwięków, w opozycji do przedmiotów dnia codziennego, których dźwięki stanowiły inspirację dla procesu improwizacji. Całkiem wolnej, swobodnej improwizacji. Po czym efekt tych prac – w ramach własnej Cd-rowej inicjatywy wydawniczej Edition Explico - w ilości 220 sztuk przekazał Światu do odsłuchu. Blisko 100 minut ekscytującej… muzyki. Wiem, niektórzy obruszą się na słowo muzyka.



Nie szukajcie odniesień to podobnych rejestracji, np. w ramach oficyny Another Timbre. Tu nie gonimy wolnym krokiem w poszukiwaniu tego jedynego, zagubionego dźwięku. Tu dzieje się naprawdę wiele, a jeden szalony dźwięk goni inny, równie transcendentny w codziennym pojęciu swego przeznaczenia. Jest chwilami bardzo dynamicznie (zwłaszcza na dysku nr 2), a narracja biegnie wartko, niczym górski strumień, osiągając apogeum w trakcie erupcji saksofonu tenorowego Matsa Gustafssona, który próbuje dźwiękiem swego instrumentu dorównać strumieniowi wody, przelewanej niezwykle ekspresyjnie przez Güntera Christmanna… z butelki do butelki.
No tak, wypadałoby jeszcze podać personalia pozostałych uczestników Wojen Kuchennych, a zatem – obok w/w pomysłodawcy i jego wieloletniego przyjaciela, saksofonisty – w rejestracji uczestniczyli także: John Russell (g), Alberto Braida (p), Joachim Zoepf (bcl, ss), Elke Schipper (v), Michael Griener (perc), Aleksander Frangenheim (b),  Joerg Hufschmidt (…pędzel).


Jeżeli jakimś cudem natraficie na to podwójne wydawnictwo CD, kupcie koniecznie. Ewentualna kradzież – z ważnych, wyżej przywołanych powodów artystycznych – także będzie moralnie akceptowalna.


Günter Christmann – wstęp do muzycznej biografii, tylko dla wtajemniczonych

Urodził się w trakcie wojny światowej nr 2, w … podpoznańskim Śremie. Muzycznie zaistniał w trakcie przełomu szalonych lat 60. i 70. ubiegłego stulecia, gdy pojawiał się na okładkach płyt i koncertach Alexandra Von Schlippenbacha, Globe Unity Orchestra, Petera Kowalda, czy Petera Brotzmanna.

Z wolnego wyboru instrumentami służącymi do jego artystycznych wypowiedzi są wiolonczela i puzon. Kluczem do wniknięcia w rubikon świadomego muzyka jest dla niego improwizacja. Christmann to iście renesansowy artysta i to właśnie określenie najpełniej go opisuje. Malarz, performer, kompozytor, muzyk – a nade wszystko wyrosły z free jazzu, swobodny improwizator.

Jego dyskografia jest skromna, niczym dorobek Billa Dixona, zatem wskazanie pozycji, godnych szczególnej uwagi nie zajmie nam więcej czasu niż lektura niniejszego postu.


Pod własnym nazwiskiem publikuje od roku 1973 (duety z Detlefem Schoenbergiem, rodakiem perkusistą, to jego zasadnicza aktywność w latach 70). Od końca ówczesnej dekady zainicjował także spotkania improwizatorskie w gronie przyjaciół, którą począł nazywać i wydawać jak Vario (całkiem zasadne skojarzenia z Company Dereka Baileya – zdecydowanie bliźniacza idea). O Vario-II możecie przeczytać na Trybunie, odpalając pierwszy post z 22 stycznia br.


Pod szyldem Vario ukazało się kilka wydawnictw, choć numeracja spotkań wskazuje na dużo większą ich ilość. W tym miejscu chciałbym przywołać spotkanie Vario-34 (Blue Tower Records, 1995), które miało miejsce w roku 1993, w trakcie dwóch wieczorów chłodnego podówczas października w Hannoverze. Na scenie Forum Kesselhaus pojawiło się w sumie sześciu muzyków, w tym trójka (Christmann, Gustafsson, Frangenheim), która za 20 lat popełni rejestrację, od której omówienia rozpoczęliśmy tę opowieść.
Składu dopełnili wówczas Paul Lovens (dr), Christian Munthe (g) i Thomas Lehn (e). Na płycie zamieszczono dziewiętnaście fragmentów swobodnych improwizacji, jakie powstały na scenie, przy czym w dziesięciu przypadkach są to duety, zaś w pozostałych epizodach uczestniczą wszyscy muzycy. Jak zwykle w przypadku improwizacji, których prowodyrem jest nasz bohater, muzyka balansuje niekiedy na pograniczu ciszy, jest konkretnie „cząsteczkowa”, „molekularna” (niczym Spontaneous Music Ensemble, porównanie bardzo stosowne!), wyczulona na najdrobniejsze nawet interakcje pomiędzy muzykami.
Całość składa się ze stosunkowo krótkich interwałów muzycznych, albowiem Christmann świadomie ingeruje, jako wydawca, w proces edycji nagrania, publikując jedynie fragmenty, powstałych na żywo, rozbudowanych improwizacji. Dzięki powyższemu zabiegowi mamy wrażenie – całkiem zresztą przyjemne – iż na 70 minutowym dysku nie ma ani jednego zbędnego dźwięku. To ważna i nieczęsto spotykana przypadłość muzyki free improvisation.


Skromne pudełko z dyskiem dokumentującym spotkanie Vario-34, śmiało możemy położyć tuż obok kolejnego dysku z dokonaniami bohatera naszej opowieści. Albowiem rok później w tym samym miejscu spotkała się trójka uczestników w/w spotkania (Christmann, Lovens, Gustafsson) i zagrała koncert, który został opublikowany jako TR!O  (FMP, 2010). Ciekawie konfrontuje się on ze spotkaniem sekstetu, choćby dlatego, iż tu wysłuchać możemy całości improwizacji popełnionej przez wytrawnych muzyków, a jedynie atmosfera koncertu nie jest do końca naszym udziałem, gdyż w procesie edycji oklaski (o ile były) zostały wykasowane. Po prawdzie, muzyka Christmanna w procesie wydawniczym wymaga pieczołowitego masteringu, gdyż nawet skromne chrząknięcia na widowni mogą skutecznie zaburzać proces odbioru muzyki, tak bowiem potrafi być ona wyciszona i skupiona na pojedynczym dźwięku.



Pozostając w pierwszej połowie lat 90. i klimatach zbliżonych do wydawnictw omówionych w tym rozdziale christmannowej rozprawki, warto wrzucić do odtwarzacza Sometimes Crosswise (Moers Music, 1995). Odnajdujemy tu aż siedem różnych rejestracji z lat 1991-92, zarówno okazji studyjnych, jak i koncertowych. Podtytuł płyty mówi nam zresztą wiele – Duos, Solo, Projects. Zatem obok duetów z przyjaciółmi, których doskonale już poznaliśmy (Elke Schipper, Mats Gustafsson, Paul Lovens), mamy krótkie spotkanie z kontrabasistą Torstenem Müllerem, incydent solowy,  a także cztery fragmenty określone przez muzyka jako owe projects. Obcowanie z tymi ostatnimi interesująco rozszerza nasze horyzonty wiedzy o pomyśle na artystyczne życie Güntera – trio i sekstet puzonów, oktet i septet instrumentów różnych, a w gronie współpracowników witamy m.in. Rudi Mahalla (cl) i Georga Wolfa (b). Przy okazji, te dwa ostatnie spotkania określone zostały na samym wydawnictwie jako Vario- 33.



Przywołany kilka wierszy wyżej Torsten Müller jest współtwórcą dwóch bardzo interesujących ujawnień Christmanna dekadę wcześniej. Myślę tu o kwartecie White Earth Streak (trans museq 7, 1983; reedycja – Atavistic, 2002), gdzie puzon i kontrabas zderzone zostały z drapieżnie improwizującymi instrumentami strunowymi i głosem ludzkim, za dźwięki których odpowiedzialni są LaDonna Smith i Davey Williams (dla porządku – oboje to mężczyźni). Rejestracja główna pochodzi z roku 1981 (patrz: edycja winylowa), zaś reedycja Johna Corbetta zawiera dodatkowy materiał z roku 1983. Natomiast jako duet Christmann i Müller wypełnili kolejną pozycję dyskograficzną tytułem Carte Blanche (FMP, 1986 – dostępna jest wersja elektroniczna). 
Obie wskazane wyżej płyty postały w Schulzentrum Langenhagen i opis zawarty na krążkach sugeruje, iż są to rejestracje studyjne. Na tle późniejszych dokonań Christmanna, muzyka tamże zawarta jest stosunkowo dynamiczna i … głośna, co stanowić może kolejny powód do ich konfrontacji z poznanymi już wcześniej nagraniami chłopaka ze Śremu.


Uważni Czytelnicy tego posta być może zauważyli, iż przywołując kolejne frapujące epizody artystyczne Güntera, wciąż cofamy się w czasie. I tak będzie także w ostatnim z akapitów tej opowieści. Na osi czasu lądujemy bowiem na przełomie lat 70. i 80. (choć za moment znów wrócimy do lat 90.), gdy Christmann niejednokrotnie uczestniczy w rejestracjach swobodnych improwizacji, które ujrzą światło dzienne w wydawnictwie Paula Lovensa Po Torch Records.


Z punktu widzenia naszych dzisiejszych zainteresowań, ciekawym będą dwa spotkania z Paulem Lovensem. Najpierw  trio (także Maarten Altena na kontrabasie) i winyl Weavers (Po Torch, 1980), potem zaś duet określony jako in actu i winyl Music & Paintings (Po Torch, 1993). Znów odnajdujemy Christmanna w bardzo wyciszonych i dobitnie minimalistycznych improwizacjach. Drugie spotkanie zdaje się być o tyle interesujące, iż improwizującym muzykom towarzyszą malarze-graficy, a inspiracja ma charakter dwubiegunowy. Choć oczywiście obcując z winylem nie mamy możliwości poznania efektów inspiracji po stronie… wizualnej (ważna uwaga: żadne z wydawnictw winylowych Po Torch do dziś nie ukazało się w wersji cyfrowej; druga ważna uwaga: ripy winylowe odnajdziecie na Inconstant Sol – przekierowanie po prawej stronie bloga).


Coda

Jeśli wielogodzinne obcowanie z mikroimprowizacjami puzonu i wiolonczeli nadmiernie Was wyciszyło, koniecznie sięgnijcie po Peter Kowald Quintet z roku 1972 (bez tytułu, FMP) i prawdziwe free jazzowe mięcho! Jurna sekcja Kowald-Lovens, lekko wycofany alt Petera van de Lochta, a na samym froncie batalia dwóch konkretnych puzonów – z lewej Paul Rutherford, z prawej Günter Christmann. Odlatujemy !!!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz