Pierwsza dekada marca, to być może ostatni już moment, by
zajmować się podsumowaniem roku poprzedniego. Jak wszyscy doskonale wiemy,
kalendarzowa zabawa w „płyty roku” fascynuje nas jedynie do momentu, w którym
okaże się, że pierwsze tygodnie nowego roku dostarczą do naszych urządzeń
odtwarzających muzykę, kolejne muzyczne torpedy roku poprzedniego, których to wcześniej nie poznaliśmy z jakiś prozaicznych powodów, przez co żmudne
podsumowanie dwunastu miesięcy bierze w łeb.
Nie inaczej postąpił ze mną rok 2015. Dosłownie w kilka dni
po sformułowaniu „10 powodów, dla których zapamiętamy rok 2015” (post na Trybunie z
datą 31.01, acz powstał na dwa dni przed końcem roku), dotarła do mnie
wyjątkowa płyta, o której Wam za chwilę opowiem, a bodaj w dwa tygodnie później
jeszcze dwie kolejne, które znacząco zweryfikowały mój ogląd roku ubiegłego. Do
tych trzech pozycji sięgam w ostatnich tygodniach na tyle często, że chęć
przekazania Wam moich wrażeń okazała się silniejsza od niechęci do rujnowania
poczynionego na przełomie roku resume.
Larry Ochs The Fictive Five (Tzadik, 2015)
Nie będę tej krótkiej powieści rozpoczynał od eloboratu o
tym, kim dla muzyki improwizowanej jest Larry Ochs, gdyż możecie sobie to w sieci
spokojnie wyguglać (pamiętajmy jednak, iż kojarząc tego zacnego saksofonistę
jedynie z Rova Saxophone Quartet, czynimy mu dużą niesprawiedliwość). Nie ulega natomiast wątpliwości, iż
dyskografia Ochsa pod własnym nazwiskiem nie zawiera zbyt wielu pozycji.
Z tym większą satysfakcją witamy na naszej półce The Fictive Five, a radość nasza jest
tym większa, że ponad siedemdziesięciominutowa, ubiegłoroczna rejestracja z
nowojorskiego East Side Sound przynosi wyjątkowo udany pomysł na
kwartet freejazzowy +1. Oto bowiem klasyczny free band (sax, trąbka, bas i
perkusja) został tu rozbudowany o dodatkowy kontrabas, dając nam ową Piątkę, umieszczoną w tytule płyty.
Przestrzeń wypełniana przez muzykę dzięki temu zabiegowi uległa znaczącemu
poszerzeniu, a faktura dźwięków uroczo zgęstniała.
Koniecznie zatem przedstawmy aktorów tego znamienitego
widowiska. Lider, kompozytor i producent nagrania sięga po tenor i sopranino, a
w żmudnym procesie kolektywnych improwizacji, opartych jednak na jasnych i
precyzyjnie skonstruowanych kompozycjach, pomaga mu trąbka Nate’a Wooleya,
perkusja Harrisa Eisenstadta, no i rzeczone dwa kontrabasy w rękach Pascala
Niggenkempera i Kena Filiano.
Całość zaczyna się iście aylerowsko, dęciaki dmą ile sił w
płucach i tak już będzie przez cały czas trwania nagrania, z krótkimi przerwami
na nostalgiczny odpoczynek w podgrupach i kąśliwe dialogi kontrabasów. To one –
przy okazji – są solą tego nagrania. Raz wdają się w dysonansujące pyskówki,
innym razem suną pasaże, niczym bracia syjamscy. Na ich tle Ochs i Wooley plotą
piękne dygresje w kontekście dobrze podanych tematów. Doskonała płyta do
wielokrotnego odsłuchu!
The Cabinet
Trio Blood Samples (FMR, 2015)
Na nagranie The Cabinet Trio ostrzyłem sobie pazurki od
momentu, gdy dowiedziałem się o jego powstaniu. Oto bowiem Krwawe Próbki, to prawdopodobnie pierwsze spotkanie dwóch weteranów
europejskiego free – Frode Gjerstada (sax, cl) i Rogera Turnera (dr).
Dodatkowo, obaj w serduszku fana zajmują bardzo szczytne miejsce, zatem ta
rejestracja z Cafe MIR z Oslo, z sierpnia 2013r. nie mogła ujść mojej uwadze.
Obu Panom towarzyszy tuba, instrument rzadko wykorzystywany w okolicznościach
trzyosobowych. Ten ciężki, niezgrabny dęciak dźwiga Borre Molstad, norweski
młodziak (oczywiście tylko w kontekście wieku jego współpartnerów), który u boku Gjerstada pojawił się już m.in. przy okazji jego
znakomitego Sekstettu (pisałem o tej
płycie na Trybunie, przy okazji listowania moich ulubionych płyt saksofonisty).
Improwizacja na koncercie biegnie niezwykle dynamicznie, bez
chwili przestoju na choćby odrobinę refleksji. Frode zaczyna od klarnetu, by po
kwadransie sięgnąć po alt. Niebywałe palcówki na tubie popełnia Molstad (to
niesamowite, jak na tym instrumencie można… szybko grać!). Turner obu kolegom
daje dodatkowego ognia i smaga pałkami po całej przestrzeni salki koncertowej.
Chcielibyśmy w tej aurze pozostać na wieki, niestety dane nam jest obcować z Blood
Samples jedynie przez …. 30 minut.
Dramat! Mam nieodpartą chęć zapytać Frodego, dlaczego tak
krótko… Jak się dowiem, opowiem przy innej okazji.
Daniel
Levin / Mat Maneri The Transcendent Function (Clean Feed, 2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz